What's new

II Konkurs Literacki - G?osowanie

Status
Not open for further replies.

Speeder

Ehuheuheuu
Joined
Mar 29, 2008
Messages
1,021
Reaction score
287
Age
32
Podsumowuj?c II Konkurs Literacki, pragn? podzi?kowa? wszystkim, kt?rzy si? zg?osili. Ten post s?u?y obwieszczeniu, dlaczego nie wszystkie prace nades?ane zosta?y opublikowane do oceny u?ytkownikom. Ot??, je?eli kto? jest na tyle nierozgarni?ty i olewa spraw?, no to wybaczcie, ale pomarzcie sobie dalej o takich konkursach. Prace, kt?re zajmowa?y 10 linijek (tak, by?y takie), zosta?y odrzucone - to by? konkurs na najlepsze opowiadanie - z tego co mi wiadomo, opowiadanie to nie jest 10 linijek wypocin, ?eby si? tylko zg?osi?. R?wnie? prace, w kt?rych by?y b??dy ortograficzne czy interpunkcyjne (w tym przypadku, je?eli by?o ich na tyle du?o, ?e wygl?da?o to nieestetycznie i by?o ci??kie do zrozumienia tekstu) zosta?y odrzucone - pisa?em, aby przepuszcza? prac? przez worda - je?eli kto? tego nie chcia? zrobi?, to pokaza? swoje nastawienie do tego konkursu. Trzy prace zosta?y odrzucone ze wzgl?du na to, i? znajdowa?y si? w internecie na innych forach lub portalach literackich - co wyklucza?o wzi?cie udzia?u w konkursie. Na ca?e szcz??cie, nie by?o plagiat?w, a wi?kszo?? prac nadawa?a si? na tyle, by wzi?? udzia? w konkursie - to mnie cieszy, bo wida?, i? mo?na takie konkursy robi? w przysz?o?ci, ale zapewne wi?kszo?? zg?asza?a si? dla nagr?d - w innym przypadku, nie by?oby pewnie tylu nades?anych prac, nie?; )

Tyle od jury, w poni?szych postach b?d? prace, na kt?re mo?ecie g?osowa?. Tylko g?osy uargumentowane b?d? si? liczy?, je?eli kto? b?dzie pisa? "g?os na prac? 3", nie b?dzie si? to liczy?o w g?osowaniu, a autor posta otrzyma ostrze?enie za ma?owarto?ciowy post - chcemy argumentacji, dlaczego spodoba?a Ci si? ta praca, dlaczego na ni? g?osujesz, itd. G?osowa? mo?ecie tylko na jedn? prac?.

Bior?cy udzia? w konkursie mog? g?osowa?, ale zag?osowanie na swoj? prac? dyskwalifikuje od razu dan? osob? z konkursu! G?osowanie b?dzie trwa?o tydzie? (od teraz do 17.06.2009r do godziny 24:00), za? wyniki zostan? og?oszone 18.06.2009r w godzinach popo?udniowych, ze zwyci?zc? oraz reszt? podium skontaktuj? si? przez PW po zako?czeniu g?osowania oraz podliczeniu g?os?w.
 

Speeder

Ehuheuheuu
Joined
Mar 29, 2008
Messages
1,021
Reaction score
287
Age
32
Odp: II Konkurs Literacki - G?osowanie

12 najlepszych prac, na kt?re mo?ecie g?osowa? (nie podane s? tu nicki autor?w, aby nie by?o g?osowania po znajomo?ci, etc.).
Praca numer 1:
Pocz?tek...
Dw?ch m??czyzn, brunet i blondyn galopowa?o po pustkowiach Asternon. Przez jaki? czas jechali bez s?owa, lecz po pewnym czasie blondyn odezwa? si?:
-Uthur, wi?c ile jeszcze drogi przed nami?
-Powinni?my dojecha? przed zachodem s?o?ca-odpar? nazwany Uthurem-Mimo ?e jest tutaj pozornie pusto, niedaleko kryje si? ma?a wioska do kt?rej jedziemy.
W tym samym czasie w tej?e wiosce karczmarz Stefan przygotowywa? si? do wieczornej biesiady z okazji pierwszego dnia wiosny. Mia?o pojawi? si? du?o os?b, wi?c wola? zaopatrzy? si? w wi?cej jedzenia i picia, a w szczeg?lno?ci piwa, ze swojej spi?arni znajduj?cej si? w piwnicy karczmy. Zawo?a? do pomagaj?cej mu kelnerki:
-Hanno, zanie? tamte paczki na g?r?!
-Tak, prosz? pana-odpowiedzia?a kelnerka Hanna i zacz??a wchodzi? po schodach nios?c zawini?tka jedzenia.
Stefan rozejrza? si? za tym czego b?dzie jeszcze potrzebowa? i wzi?? ostatnie potrzebne paczuszki i ruszy? w ?lad za ni?. Kiedy by? ju? w karczmie, zauwa?y? ?e jeden z mieszka?c?w wioski, Kolnon siedzi na krze?le przy jednym ze stolik?w i rozmawia z Hann?.
-Sk?d si? tu wzi??e??-zapyta?.
-Nie wiedzia?em ?e jeste? zaj?ty, przyszed?em powiedzie? ci ?e do wioski przyby?o kilkunastu uzbrojonych m??czyzn.
-Czego tu szukaj??-spyta? lekko przestraszony, poniewa? w ich spokojnej wiosk? nigdy nie go?cili do tej pory zbrojni.
-M?wi? ?e s? w drodze i zrobili sobie tutaj post?j. Kiedy dowiedzieli si? o biesiadzie, postanowili zosta? do ko?ca uroczysto?ci.-Kolnon te? wydawa? si? troch? nie spokojny.
-Mam nadziej? ?e nie zrobi? ?adnej awantury...Bo je?li sobie popij? to mog? wszcz?? k??tnie z byle powodu, a przecie? s? uzbrojeni.
-To prawda...Ale c??, b?d?my dobrej my?li.
Kiedy nadszed? wiecz?r, karczma by?a wype?niona po brzegi. Uzbrojeni m??czy?ni, kt?rzy, jak si? okaza?o, byli ?o?nierzami siedzieli w k?cie i pili. W pewnym momencie Kolnon podszed? do baru i mrukn?? do Stefana:
-Na razie zachowuj? si? przyzwoicie, ale kiedy przechodzi?em obok ich stolika, zauwa?y?em ?e s? coraz bardziej pijani.
-Oby tylko nie zrobili niczego z?ego-j?kn?? karczmarz.
W tym momencie do budynku wkroczy?o dw?ch wysokich m??czyzn odzianych w sfatygowane p?aszcze podr??ne, po kt?rych stanie by?o wida? ?e przebyli d?ug? drog?. Jeden mia? d?ugie czarne w?osy, a drugi kr?tkie i blond. Podeszli do baru, brunet nachyli? si? i zapyta?:
-Gdzie znajd? Godryka Thunderbolta??
-Godryka? Siedzi w k?cie, o tam-odrzek? Stefan, ze zdumieniem. Thunderbolt by? samotnikiem, kt?ry rzadko z kimkolwiek rozmawia?, czasami tylko przychodzi? do gospody, aby si? napi?. Godryk nie sprawia? wra?enia cz?owieka kt?ry ma jakichkolwiek przyjaci??, w szczeg?lno?ci poza wiosk?. Nieznajomi jednak spojrzeli we skazanym kierunku i popatrzyli na niego jakby go znali i ruszyli w jego stron?.
Drog? zast?pi? im teraz ju? ca?kowicie pijany przyw?dca ?o?nierzy.
-Co tu robi?, hik, uzbrojeni ludzie?-zapyta? z g?upim wyrazem twarzy-My?la?em ?e w tej wiosce, hik, nie ma wojownik?w...
-Nie jeste?my tutejsi-odpar? spokojnie blondyn-A teraz je?li wolno, chcieliby?my przej??, wi?c racz zej?? mi z drogi.
-Twardziel si?, hik, znalaz?...-Przez chwil? gapi? si? na niego g?upio po czym wrzasn??-Nikt tak nie b?dzie do mnie m?wi?!!!
Zamachn?? si? pi??ci? na blondyna, lecz ten z?apa? jego r?k? i wykr?ci? mu j?. Przyw?dca ?o?nierzy krzykn??, a kiedy nieznajomy go pu?ci? zawo?a? na ?o?nierzy:
-Na co, hik, czekacie?! Zabi? ich!
Pozostali ?o?nierze, tak?e pijani, chocia? w zdecydowanie mniejszym stopniu ni? przyw?dca, wyci?gn?li miecze. Nieznajomi zrobili to samo. Godryk kt?ry od d?u?szego czasu przypatrywa? si? tej scenie tak?e wyj?? ukryt? pod p?aszczem bro? i skoczy? w stron? ?o?nierzy.
-Spadajcie st?d, pijackie ?winie-warkn?? w stron? ?o?nierzy-to wasza szansa na prze?ycie, nie zmarnujcie jej.
Lecz ich dow?dca podni?s? si?, wyci?gn?? miecz i wrzasn?? dziko:
-DO ATAKU!!!
I wtedy na oczach przera?onych mieszka?c?w wioski rozegra?a si? walka na ?mier? i ?ycie. Co prawda ?o?nierzy mieli znaczn? przewag? liczebn?, lecz walczyli s?abiej. Godryk odpychaj?c miecz jednego z przeciwnik?w i tn?c po piersi drugiego, zapyta? bruneta:
-Uthur, a wi?c przyszed?e?...-Kim jest tw?j towarzysz?
-Jestem Diego, mi?o mi-rzuci? blondyn powalaj?c innego ?o?nierza.
Wie?niacy pr?bowali wydosta? si? z gospody, aby nie ucierpie?. ?o?nierze, kt?rych na pocz?tku by?o kilkunastu, a zosta?o siedmiu, zacz?li rzuca? dzbanami i krzes?ami w przeciwnik?w. Ich przyw?dca podni?s? dzban, cisn?? nim w Diego i skoczy? na niego z mieczem. Blondyn uchyli? si? przed pociskiem, po czym p?ynnym ruchem miecza ?ci?? g?ow? przeciwnikowi. Uthur kopn?? na dw?ch nast?pnych ?o?nierzy st??, po czym zacz?? ich ci?? po twarzach. Po kilku minutach ?o?nierze byli martwi, co do jednego.
-Niby s?u?? w wojsku, a tak s?abo walcz?-prychn?? Godryk-A teraz b?dziemy musieli si? st?d wynosi?. Jak wygl?da sytuacja?
-Gerard siedzi w wi?zieniu naszego wroga-odrzek? Uthur-Najpierw go uwolnimy, potem doko?czymy to co ju? dawno zacz?li?my. Mamy ca?kiem sporo wojska, teraz jest najlepszy moment by uderzy?. Masz konia?
-Tak.
Odwr?cili si? plecami do oniemia?ego karczmarza Stefana i tych mieszka?c?w wioski kt?rzy nie zd??yli uciec z gospody i ju? wychodzili, kiedy Diego spojrza? przez rami?.
-To za szkody w gospodzie-powiedzia? rzucaj?c w stron? karczmarza sakiewk?, po czym razem z towarzyszami wyszli.
Stefan przeliczy? pieni?dze w ?rodku. Za tyle pieni?dzy nie tylko m?g? naprawi? szkody wyrz?dzane w gospodzie, ale jeszcze j? odremontowa? i uzupe?ni? zapasy. W tym momencie na dworze da? si? s?ysze? t?tent kopyt
Praca numer 2:
Niespokojna noc.
Tamtej nocy przera?liwie wyj?cy wiatr wyj?tkowo intensywnie smaga? nagie wzg?rza Sylvani.
Los jednak u?miechn?? si? do Igora i jego wsp??towarzyszy. Tu? przed zmierzchem karawana w?drownych kupc?w, kt?rzy odwa?yli si? przyby? do tej niego?cinnej i ja?owej krainy, spotka?a ich id?cych g??wnym traktem.
– Witajcie panowie – rzek? gruby kupiec zeskakuj?c z wozu. – Szukamy stra?nik?w na noc, a wy wygl?dacie na odpowiednich ludzi. Zap?acimy p?? korony dla ka?dego.
Sze?ciu wojownik?w wymieni?o mi?dzy sob? kilka zda?. Kupcy faktycznie p?acili sporo, a par? gorszy zawsze si? przyda. Nie by?o si? nad czym zastanawia?, kompania i tak musia?a si? gdzie? zatrzyma? na noc.
– Zgadzamy si? – rzek? Igor, kt?ry nieformalnie by? przyw?dc? dru?yny. – Proponuj? rozbi? ob?z gdzie? na skraju lasu.
– Oczywi?cie – odpowiedzia? handlarz. – Prosz?, siadajcie na wozy.
Po nied?ugim czasie znale?li dogodne miejsce na skraju ponurego lasu. Kupcy postanowili spa? w wozach. Trzech stra?nik?w - w tym Igor - zgodzi?o si? trzyma? wart?, a druga po?owa uda?a si? na spoczynek.
Wkr?tce zapanowa?a g??boka noc, ciemno?? panuj?ca mi?dzy pojedynczymi drzewami by?a niemal absolutna. Nekrotyczny blask ksi??yca dawa? ledwie zauwa?aln? po?wiat?.
Ju? po nied?ugim czasie przysz?o znu?enie i wojownik ze wszystkich si? musia? walczy? z nieustaj?c? ch?ci? za?ni?cia.
W pewnym momencie odszed? na ubocze, bo sobie ul?y?, i wtedy us?ysza? st?umiony krzyk dw?ch towarzyszy. Odwr?ci? si? b?yskawicznie w tamtym kierunku, a to co zobaczy? zmrozi?o mu krew w ?y?ach. Dwa nietoperze, wielko?ci ps?w i ze skrzyd?ami wielko?ci? przekraczaj?c? dwa wozy run??y z nieba na wartownik?w.
Dobywszy momentalnie miecza zakrzykn?? nienaturalnie g?o?no alarmuj?c pozosta?ych, zanim potwory zorientowa?y si?, ?e jest trzech stra?nik?w, a nie dw?ch. Obudzeni wojownicy nie potrzebowali nawet chwili, by ogarn?? sytucj?. W mgnieniu oka dobyli swych broni i rzucili si? na kreatury.
Monstra widz?c nadci?gaj?ce zagro?enie postanowi?y jednak odlecie? ze zdobycz?, zamiast wznowi? atak.
Dopiero wtedy z woz?w wyszli kupcy.
– Co si? tutaj sta?o – krzykn?? ten, kt?ry rozmawia? z nimi wcze?niej. – Gdzie s? pozostali dwaj?
– Zaatakowa?y ich nietoperze wampiry – odpowiedzia? spokojnie Igor. – Na szcz??cie dla nas odlecia?y, aczkolwiek zabieraj?c ze sob? naszych przyjaci??. Wygl?da no to, ?e czeka nas d?uga noc.
Praca numer 3:
Dr??c? r?k? chwyci?em za klamk?. Niby wchodzi?em do w?asnego mieszkania, ale nie by?em spokojny. Po cichu przest?pi?em pr?g. Ogarn?? mnie wszechobecny niepok?j. Stan??em w przedpokoju i patrzy?em w pot??ne lustro wisz?ce na ?cianie. Widzia?em w nim swoje odbicie. Tak bardzo mi obce... B?l przeszywa? moje cia?o. Ja jednak sta?em niewzruszony i patrzy?em na odbicie swojej okrwawionej twarzy. Zerkn??em na zegar. By?a godzina 15:10. W mej g?owie k??bi?y si? r??ne my?li. Czy to, ?e zakapowa?em oznacza, ?e mam przejebane do ko?ca ?ycia? Musia?em to zrobi?... Ta szko?a by?a moim marzeniem. Lepiej jest zdoby? szacunek koleg?w i wylecie? ze szko?y, czy tam pozosta? ale sta? si? konfidentem? Wybra?em to drugie. Teraz mam w?tpliwo?ci, czy post?pi?em dobrze. Moi "koledzy" pobili mnie. Czy tak post?puj? kumple? Nie, nie robi? tak. Wi?c nie mia?em koleg?w. Wkopali mnie do dealerki. Dyrektor szko?y uwa?a?, ?e powiem mu, kto si? tym zajmuje. Postawi? ultimatum - albo si? dowie, kto rozprowadza, albo wylatuj?. Powiedzia?em. Gdy wraca?em ze szko?y, podeszli wtedy do mnie trzej "koledzy". Porz?dnie oberwa?em. Ledwo doszed?em do domu. Teraz stoj? przed tym lustrem i patrz? na siebie. My?l?, ?e zrobi?em dobrze, mogli kogo? tymi prochami stru? lub nawet zabi?. Teraz jestem w zgodzie z sumieniem, lecz nie z "nimi". Wydaje mi si?, ?e powinienem gdzie? wyjecha?, znikn??. Nie. Nie chc? wszystkiego zaczyna? od nowa. Zaraz pewnie rodzice wr?c?. Co ja im powiem? Eh... Co mam robi?? Kompletnie nie wiem. Spojrza?em w lustro po raz kolejny, by? to chyba raz ostatni... Chwyci?em kabel le??cy na p??ce, stan??em na sto?ku. Zawi?za?em go na belce przy suficie najmocniej jak potrafi?em. Za?o?y?em p?tl? na szyj?. Zm?wi?em "Ojcze nasz", pop?aka?em si? i kopn??em sto?ek...
"B?d? zawsze w zgodzie ze swoim sumieniem, nie ?a?uj tego, co zrobi?e? zgodnie z nim, martw si?, gdy go nie s?yszysz. A gdy je ca?kiem u?pisz nie pr?buj go budzi?."
Praca numer 4:
By? cichy wiecz?r, wia? lekki wiatr a z oddali dochodzi?a muzyka z gospody.
Dwoje ludzi siedzia?o w ma?ym domku, kobieta i m??czyzna, pij?c wino.
M??czyzna by? wojownikiem, d?ugie ciemne w?osy, br?zowe oczy, czujny wzrok, i blizna na policzku sprawia?y, ?e wygl?da? gro?nie ale i poci?gaj?co.
Kobieta by?a drobna, ubrana w czer? i biel, ciemne loki opada?y na ramiona i plecy, a du?e fio?kowe oczy spogl?da?y ciekawie na wojownika.
W chacie panowa?a cisza, kt?r? przerwa?a kobieta.
- O czym chcia?e? rozmawia?? – zapyta?a.
Da?o si? wyczu? , ?e podj?li na nowo wcze?niej przerwany w?tek.
- Zaraz, zaraz. Najpierw chcia?bym Ci go pokaza?.
- „Go”? Chyba, a? tak bardzo si? z tym nie uto?samiasz? – Odpar?a z lekkim sarkazmem.
- Ka?dy m??czyzna by si? uto?samia? Jen. A co dopiero wojownik.
- No dobrze. Poka?.
By?o s?ycha? szelest i szamotanin?.
-I jak? – Zapyta? z dum? w g?osie.
- Jejku jej. – Szepn??a.
- A nie m?wi?em… Du?y nieprawda??
- Du?y, ale je?li mam by? szczera widzia?am wi?ksze.
- Tak… Chyba u troli… - Odpar? z niedowierzaniem w g?osie i wywr?ci? oczami.
- S?owo, niekt?rzy ludzie, a nawet elfy maj? wi?ksze.
- No mo?e, ale czy ten nie jest wystarczaj?co wspania?y?
- Czy ja wiem… Krzywy troch?. – Powiedzia?a to z lekkim rozbawieniem.
- Troszeczk?. Ale to pomaga. Wcze?niej by? prosty i raczej pospolity. W?a?ciwie to chyba wszyscy maj? proste?
- Wi?kszo?? z tych kt?re widzia?am. Poka?, zobacz? czy dobrze le?y mi w d?oni.
Zaciekawienie by?o wymalowane na jej twarzy, wi?c m??czyzna nie wahaj?c si? spe?nij jej pro?b?.
- Nie tak! Ooo... tu. Chwy? bli?ej. Bli?ej. No prosz?, szybko si? uczysz...
- Wspania?y. Faktycznie. I rzeczywi?cie nie przeszkadza ?e jest troszeczk? krzywy.
- Ha! Nie m?wi?em? – Duma go rozpiera?a.
- Powiedz szczerze, trzyma?a go ju? jaka? kobieta przede mn?. Bo rozumiem ?e m??czy?ni widuj? go znacznie cz??ciej.
Spojrza?a na niego swoim ?widruj?cym spojrzeniem.
- M??czy?ni? Tak, nawet cz??ciej ni? bym chcia?. Za? co do kobiet to z bliska ogl?da?a go tylko Adela. Ale ona od ka?dego wojownika trzyma?a. I w ko?cu je ocenia. I musz? powiedzie? ?e o moim wyra?a?a si? jak najlepiej.
- Adela? Od kiedy ona si? tak na tym zna niby? – Zapyta?a z pow?tpieniem.
- Od zawsze. Mog? ju? go schowa?? – Zapyta? po namy?le.
- Jeszcze nie sko?czy?am. Pozw?l ?e si? nim przez chwil? troch? pobawi?.
- Nie! –Odpowiedzia? zdecydowanie. - Koniec tego. Jestem zm?czony i w?a?ciwie powinienem ju? i??, tak wi?c schowaj go je?li ?aska.
- Jak sobie ?yczysz.
Zawaha?a si?. Wida? by?o, ?e jakie? pytanie jeszcze j? m?czy. Po kr?tkim namy?le zdecydowa?a si? je zada?.
- Zastanawiam si? tylko czy tak ci z nim wygodnie. Nie lepiej by?oby ci trzyma? go na wierzchu?
Rozbawi?o go te pytanie.
- Nie poka?? si? z nim na ulicy, bo ludzie niepotrzebnie by si? ogl?dali. I bez tego wzbudzam niema?? sensacj?.
- Twoja wola. Pozw?l ?e go w takim razie w?o??. – Szamota?a si? chwil?. – Ju? prawie! No my?la?am, ?e si? nie zmie?ci. Jak Ty go bez niczyjej pomocy wk?adasz?! Musi Ci by? z nim cholernie niewygodnie.
- S?ucham?
Z jego miny mo?na by?o wyczyta?, ?e go rozbawi?a tym pytaniem.
- No, nosi? go na plecach. Wszyscy nosz? ni?ej, tylko ty tak jako? dziwnie...
- Mi?dzy innymi po tym nas rozr??niaj?. W ko?cu tylko prawdziwy wojownik nosi miecz na plecach. A tak? katan? jak ja w og?le nosz? nieliczni. Dobrze, naprawd? musz? ju? i??. Ale wr?c?. Nied?ugo.
Poca?owa? j? w policzek na po?egnanie i wyszed?. Za oknem wida? by?o szybko przemykaj?c? sylwetk?. Po chwili tupot n?g ucich? i jedynym odg?osem jaki da?o si? s?ysze? w okolicy by?o cykanie ?wierszczy.
 
Last edited:

Speeder

Ehuheuheuu
Joined
Mar 29, 2008
Messages
1,021
Reaction score
287
Age
32
Odp: II Konkurs Literacki - G?osowanie

Praca numer 5:
To by?a niedziela, wiecz?r. Wszystko zapowiada?o si? dobrze, poniewa? w nocy mia?a si? odby? wojna gildii. Sta?em na warcie, gdy nagle poczu?em ?wist ko?o ucha, pad?em na ziemi? i zamroczy?o mnie [...]
Obudzi?em si? w jasnym pomieszczeniu. Jedyne co potrafi?em rozpozna? to pomnik Azerusa. Teraz ju? wiedzia?em (jestem w mie?cie Yalahar). Przeszed? po mnie dreszcz, przestraszy?em si?. Gdy? do pomieszczenia wszed? stary mnich oraz ?lepy ork. Mnich powiedzia? jedynie dwa s?owa :
- Nie za?nij...
Po czym odwr?ci? si? na pi?cie i wyszed?, gdy mnich wyszed?, ?lepy ork krzykn?? w swoim j?zyku :
- Goshak Batuk
Poszed? do wyj?cia st?paj?cym krokiem, i zamkn?? drzwi...
Siedzia?em w ciemnym zakamarku, gdzie blask ksi??yca nie dociera?, a? nagle us?ysza?em g?o?ny i dziki okrzyk wojenny: ,,Ataaaaak".
Szybko wsta?em i podbieg?em do drzwi, drzwi by?y zamkni?te. Pomy?la?em chwil? i doszed?em do wniosku, ?e moich magicznych zdolno?ci mi nie odebrali przy porwaniu. Tak wi?c, rozejrza?em si? dooko?a i ujrza?em srogo przymocowane kraty w wi?ziennym oknie. Szybko postanowi?em u?y? magii i zmieni? si? w co? ma?ego. Czym pr?dzej wypowiedzia?em inkantacje :
- Utevo Res Ina "Bat
Poczu?em, ?e unosz? si? do g?ry. Wylecia?em przez kraty, wymy?li?em tak?e, ?ebym m?g? uciec bez wi?kszego starcia oraz nie mog?em dopu?ci? do walki wr?cz, gdy? by?em magiem. Pr?bowa?em przypomnie? sobie inkantacje na niewidzialno??, lecz nie potrafi?em. Postanowi?em zmieni? si? ponownie w nietoperza. Wypowiedzia?em inkantacje i polecia?em na zwiady, to co zobaczy?em by?o straszne, moi najwierniejsi przyjaciele gin?li z r?k Worked Golem?w, po prawym policzku polecia?a mi ?za goryczy. Polana by?a blisko baszty zamku w Yalahar. Zacz??em biec w stron? baszty ile si? w nogach, nagle gdy bieg?em, poczu?em co? co czu?em cz?sto podczas wojen, moje kolana zosta?y sparali?owane. Nie mog?em u?y? czaru na przy?pieszenie poniewa? nie mia?em wystarczaj?cej ilo?ci many, chocia? many starczy mi na lekkie przy?pieszenie. Gdy ju? chcia?em tego u?y? przypomnia?em sobie s?owa mojego starego mistrza: ,,Gdy si? cz?owiek ?pieszy to si? diabe? cieszy". Wi?c spojrza?em w g?r? baszty i ujrza?em kilku druid?w usi?uj?cych mnie zniszczy?, nie wiedzia?em co mam teraz zrobi? jak dzia?a?, aby mnie nie zmia?d?yli.
Rozejrza?em si? dooko?a i zobaczy?em pu?apk? dla intruz?w, wskoczy?em do niej. By?o tam okropnie ciemno i czu? by?o mi?so orka, takiego ohydnego zapachu nie da si? nie poczu?, przez t? ohydn? wo?, my druidzi mdlejemy, wiedzia?em, ?e jestem sko?czony na ?mier?. Czeka?em w tym obrzydliwym zapachu, a? ?mier? przyjdzie po mnie sama. Zasn??em [...]
Obudzi?em si? w tym samym miejscu, nie czu?em ju? tego obrzydliwego zapachu, mi?sa ju? nie by?o. Zosta?em rzucony na pastw? losu, bez r??d?ki, bez run oraz bez eliksir?w. G??d doskwieraj, a nie mia?em nawet wystarczaj?cej ilo?ci many na zabicie zwyk?ego lwa. W tym czasie, gdy g??d chwyta? za ?o??dek, us?ysza?em kilka cichutkich: ,,plum", ,,plum" , ,,plum"...
Pomy?la?em, ?e to, mo?e by? ryba. I tak by?o, by? to doros?y ?oso?, a? ?lina mi pociek?a, ja, wychudzony, wyg?odnia?y, porzucony na pastw? losu... znajduj? doros?ego ?ososia ? To niemo?liwe, ale jak daj? to trzeba bra?. Bez namys?u zacz??em si? czo?ga? w stron? ?r?de?ka, wnet gdy by?em ju? o dwie stopy od ?r?de?ka, ?r?de?ko nagl? przemieni?o si? w ?r?d?o szlamu a p?ywaj?ca rybka w o??. Zdenerwowa?em si? piekielnie i wrzasn??em:
-Niech to szlak !
Echo rozprzestrzenia?o si? po ciemnych lochach i nagle przeszy? je g?o?ny ?miech... By? to goblin, swoim krn?brnym wyrazem twarzy zniech?ca? do patrzenia w jego stron?. A goblin tylko mlaska? tym swoim ?ososiem...
Postanowi?em u?y? podst?pu. Powiedzia?em cichym g?osem do goblina:
- Goblinie, czy m?g?by? mi da? kawa?ek tej rybki ? Gdyby? to mi da?, wyczarowa? bym Ci du?? ilo?? z?ota.
Goblin odpowiedzia? skrzypi?cym g?osem:
- Czy aby na pewno nie pr?bujesz jakiego? podst?pu ?
- Ale? nie, my ludzie boimy si? goblin?w.
- No dobrze ale tylko jeden kawa?ek.
Goblin nie wiedzia?, ?e gdy zje si? kawa?ek tak pysznego ?ososia, mana wzrasta niewiarygodnie szybko. Gdy ugryz?em ten kawa?ek ?ososia poczu?em si? jak nowo narodzony. Mana wzrasta?a potwornie szybko. Uda?em, ?e nie ?yj?, w tym czasie goblin podszed? krzywym slalomem i zacz?? mnie przeszukiwa?. Kiedy mnie przeszukiwa? wykrzykn??em inkantacje na czar ,,lodowy pocisk".
-Exori Frigo
Brzydka, zielona kreatura, pad?a na ziemi?. Tym razem ja go przeszuka?em, posiada? w br?zowej sakiewce, cztery ?ososie oraz dwie z?ote monety.
Gdy najad?em si? ?ososiem, pomy?la?em troch? jak st?d wyj??, tam sk?d wyszed?em, to tam jest wyj?cie ! Po czym u?y?em na wielkiej dziurze czaru: ,,magiczna lina" i znalaz?em si? ko?o dziury do, kt?rej wpad?em. Nie by?o czasu na my?lenie, poniewa? druidzi celowali we mnie swoimi r??d?kami...Wiedzia?em, ?e to koniec. Dostawa?em coraz to wi?ksze obra?enia i, gdy ju? by?em na skraju ?mierci, us?ysza?em dobrze mi znany g?os:
-Nie umieraj !
By?a to elfka z mojego rodzinnego miasta. Dwaj druidzi stoj?cy na wie?y, momentalnie padli na ziemi? z ?oskotem. Nie wierzy?em w?asnym oczom, elfka uzdrowi?a mnie, a zaraz po tym, napoi?a mnie eliksirem. Czu?em, ?e ro?nie we mnie si?a i pot?ga, kt?rej wcze?niej nie czu?em. Razem z elfk? o imieniu Kyria, pobiegli?my szuka? armii i do??czy? do niej, by walczy? w imi? kr?la. Armie znale?li?my bez ?adnych trudno?ci, do??czyli?my do drugich szereg?w, gdy? nale?a?em do dru?yny lecz?cej wraz z Kyri?, rycerze stali w pierwszym szeregach, a zaraz za dru?yn? lecz?c?, sta?a ekipa ?ucznik?w gotowych na wystrzelenie strza?y, by przebi? na wylot plugawego orka oraz inne wrogie kreatury. Wszyscy byli gotowi, stali na stanowiskach, lecz czekali?my na genera?a, kt?ry nami pokieruj? w czasie wojny. Czekali?my ok. kwadrans w duszy pe?nej grozy, patrz?c na legiony nadchodz?cych mrocznych kreatur, nagle, przylecia? dow?dca na srebrzysto-bia?ym gryfie. Jego peleryna b?yska?a z?otymi zdobieniami, gdy wyl?dowa? na ziemi, popatrzy? przez chwil? na mnie i powiedzia?:
-Jak dobrze, ?e jeste?.
Praca numer 6:
- Ten ?wiat jest... inny - powiedzia? Eron, gdy tylko ujrza?, jak wygl?da planeta Riveo.
Rzeczywi?cie tak by?o. Ca?? planet? pokrywa?y bujne lasy. Wspania?e kompozycje skalne wznosi?y si? w ma?ych odst?pach, przez co budowa miast by?a tam bardzo utrudniona. Ponadto tajemnicze b?yski, dochodz?ce z nieba przeszkadza?y w skupieniu si? na jednej czynno?ci. Tutaj zjawisko jonizacji gaz?w wyst?powa?o do?? nisko, a jednak planeta by?a mo?liwa do skolonizowania. Teraz mo?na ogl?da?, jak bardzo rozwin??a si? tam technologia. Budynki mia?y najr??niejsze kszta?ty – owalne, tr?jk?tne, czy te? idealnie okr?g?e. Wa?ne by?o jednak to, co znajdowa?o si? na zewn?trz. Ca?e by?y pokryte szk?em, przez kt?re mo?na by?o patrze? z jednej strony, a z drugiej nic nie by?o wida?. Nie brak by?o ogromnych park?w i ogrod?w, albowiem na planecie Riveo klimat sprzyja? rozwojowi ziemskich ro?lin. Tutaj drzewa si?ga?y wysoko?ci dziesi?ciu metr?w, a krzewy by?y roz?o?yste i bujne, jakich nie mo?na by?o znale?? nigdzie indziej.
- Rzeczywi?cie – przyzna? Vanthil – To jedna z pi?kniejszych planet, jakie widzia?em w ?yciu.
Po tej kr?tkiej wymianie zda? przyjaciele ruszyli w dalsz? drog?. Ich celem by?o w?a?nie to miasto, Tanengard. Wieczorem, gdy na planecie Riveo wychodz? dzikie zwierz?ta w celu polowania, byli ju? w bezpiecznym miejscu, tak zwanym tuth, to znaczy hotelu dla podr??nych.
- Dzie? dobry. Witam w Tanengard tuth – powiedzia?a pani, kt?ra najwyra?niej by?a recepcjonistk?.
- Chcieliby?my zam?wi? pok?j dla nas, na jedn? noc – rzek? Eron.
- Oczywi?cie, mamy mn?stwo wolnych miejsc.
- Ile p?acimy? – spyta? Vanthil.
- Nale?y si? dziesi?? Cezali.
- Ach te nowe waluty, przyjmie pani ziemskie Raby?
- Oczywi?cie, po przeliczeniu b?dzie to... czterna?cie Rab?w.
- Bardzo prosz? – powiedzia? Eron, k?ad?c na lad? pieni?dze.
- Dzi?kuj? – odpowiedzia?a recepcjonistka, podaj?c Vanthilowi kart?, kt?r? mo?na by?o zamyka? i otwiera? pok?j – Je?li pa?stwo chc?, to tutaj na parterze znajduj? si?: restauracja, czytelnia, p?ywalnia, a tak?e klub, gdzie mo?na pogra? w bilard lub najr??niejsze gry karciane.
Eron i Vanthil odeszli bez s?owa. Po zerkni?ciu na plan budynku, udali si? do windy. Ich celem by?o dziewi?te pi?tro, pok?j numer sto czterdzie?ci dwa.
Nast?pnego dnia, wypocz?ci udali si? do restauracji, aby zam?wi? co? do jedzenia. Lista pozycji w menu by?a d?uga. Wiele potraw nie by?o im znanych. Zam?wili wi?c, kieruj?c si? nazw?, Gulasz Riveo. Jak si? okaza?o, kleista ma? by?a ca?kiem smaczna. Po posileniu si? ruszyli w dalsz? drog?. Nie min??a godzina, a natrafili na przeszkod?. Zerwany most.
- Hm... b?dziemy musieli obej?? go przez ten las – rzek? Eron, wskazuj?c palcem miejsce na mapie.
- Oszala?e?? Stracimy przez to du?o cennego czasu! – spiera? si? Vanthil.
- No to mamy tu sta? i czeka? na zbawienie...? Cholera, co to? – Eron wskaza? na niebo.
By?o tam wida? ciemny, owalny kszta?t kt?ry si? stopniowo przybli?a?. Po chwili okaza?o si?, ?e to balon. Prosty, stary, najzwyklejszy balon.
Po szcz??liwym l?dowaniu z balonu wyskoczy? kar?owaty m??czyzna, z bujnym ow?osieniem zar?wno na brodzie, jak i pod nosem. A co do w?os?w... ju? najwyra?niej ich nie mia?.
- Panowie! – powiedzia? skrzekliwym g?osem – czy chcecie przeprawi? si? przez most?
- Tak, m?g?by nam pan pom?c? – spyta? Vanthil.
- Pomog? wam, je?li... wy pomo?ecie mi. Niedaleko st?d zgubi?em moje nowe okulary. Je?li nie rozdepta?y je zwierz?ta, powinny jeszcze gdzie? le?e?. Wi?c jak?
- Dobrze, tak b?dzie szybciej, ni? przeprawa przez las.
- I bezpieczniej. Chodz? pog?oski, ?e dzikie zwierz?ta chodz? tam nie tylko noc?...
Po nieca?ej godzinie owocnych poszukiwa? podr??nicy wr?cili do staruszka.
-Wspaniale! – powiedzia? – W takim razie mo?ecie ze mn? polecie? na drug? stron?. No, szybciej!
Ich rado?? nie trwa?a d?ugo. Gdy tylko wznie?li si? na nieznaczn? wysoko??, zacz??y atakowa? ich Rivea?skie ptaki.
- Zawsze tak pana atakuj?? – zapyta? Eron, nokautuj?c ptaka, kt?ry chcia? odgry?? mu ucho.
- Nie, to pewnie dlatego, ?e jeste?cie ziemianami. Widzicie? Mnie zostawi?y w spokoju.
Walka trwa?a d?ugo. Wszystko by?o w porz?dku do chwili, gdy mieli l?dowa?. Vanthil wyrzuci? w powietrze ptaka, kt?ry, wykonuj?c najrozmaitsze akrobacje, przedziurawi? balon. Z powodu umiejscowienia dziury, gor?ce powietrze wydostaj?ce si? ze ?rodka, kr?ci?o ich, wraz z balonem, zgodnie ze wskaz?wkami zegara, a tak?e podrzuca?o w g?r?. Krzyki nie mia?y ko?ca, gdy wreszcie balon spad? na ziemi?. Pierwszy wygramoli? si? spod niego Eron, kln?c
- G?upie ptaszyska! – krzykn??, wtem zobaczy?, ?e wyl?dowali w ?rodku lasu – O nie...
- Co jest? – spyta? Vanthil. On tak?e po chwili oprzytomnia? – Bo?e...
- Musimy szybko i??, nim si? ?ciemni – rzek? staruszek – Czy wszyscy cali?
- Tak – powiedzia? Eron, a Vanthil tylko kiwn?? g?ow?.
Wed?ug mapy wyl?dowali bli?ej p??nocno-wschodniej granicy lasu. Dobrze si? sk?ada?o, poniewa? kierunkiem ich w?dr?wki od miasta Tanengard by?a p??noc.
Po trzech godzinach do?? szybkiego marszu zacz??o zachodzi? s?o?ce. Rozleg?y si? tajemnicze wycia i inne odg?osy.
- Musimy si? pospieszy?! – pogania? ich staruszek.
- S?yszeli?cie? – zapyta? Vanthil, gdy w krzaki nieopodal zaszele?ci?y – to jakie? zwierz??
Z krzak?w wyskoczy? sonor – krzy??wka dw?ch ziemskich zwierz?t, kota i w??a. W po?owie by? pokryty sier?ci?, a w po?owie ?uskami. Mia? tylko dwie przednie ?apy i g?ow? kota, natomiast ogon w??a. Gdy otworzy? paszcz?, z jego k??w pociek?a ?wietlista ma?? – trucizna. Zwierz? powoli skrada?o si? w ich kierunku...
- My?la?em, ?e do tego nie dojdzie, ale... – m?wi? staruszek, si?gaj?c do kieszeni - ...ale nie mamy innego wyj?cia – wyci?gn?? trzy malutkie kulki, rozda? po jednej dla ka?dego.
- Co to niby ma by?? – denerwowa? si? coraz bardziej Vanthil – Jak niby kulki maj? nam pom?c w walce z t? besti??
- To jest najnowszy Tanengardzki wynalazek – mini bomby. Ciskajcie z ca?ych si?.
Wszyscy wr?cz jednocze?nie rzucili te nowoczesne granaty w stron? sonora. Po??czone eksplozje rozerwa?y zwierz? na p??. Krew ochlapa?a wszystko dooko?a, w tym podr??nik?w.
- Szybko, musimy biec, huk zwabi inne zwierz?ta!
Rzucili si? przed siebie, aby jak najszybciej umkn?? z lasu. Po kilku minutach byli ju? bezpieczni.
- Uf, dzi?ki bogu, uda?o si? – wykrztusi? Eron – my?la?em, ?e sonor nas rozszarpie. Bardzo panu dzi?kujemy za pomoc.
- Nie ma za co. C??, wi?c najwyra?niej musz? wr?ci? do domu. To niedaleko. Wi?c, ?egnam was.
- Do widzenia!
- ?wietnie, ju? po wszystkim. Kierunek – wioska Swilig – rzek? Vanthil.
Praca numer 7:
Wielka Pr?ba : Poranek ?mierci
Wsta?em rano, ja Johan Mclayne, by przygotowa? si? do mojej wielkiej pr?by kt?rej poddaje mnie mistrz Drogan. Wychodz? ze swojego pokoju obudzi?em pozosta?ych uczni?w : Elizabeth p?? elfa palladynk?, Xaroxa wojownika p?l-orka oraz krasnoludzic? Daren kt?ra by?a ?otrzykiem.
Wszyscy wiedzieli o mojej pr?bie, wi?c zalali mnie przer??nymi pytaniami ; czy jeste? na ni? gotowy?, nie boisz si??, nie potrzebujesz towarzysza?.
Chocia? byli nowicjuszami Xarox by? p?l orkiem i mia? ju? wrodzon? pyskato?? wi?c przy ka?dej mojej odpowiedzi musia? mi jako? dopiec „Sam bym t? pr?b? przeszed? bez najmniejszego zadra?ni?cia !” „nie potrzebowa? bym ?adnych towarzyszy kt?rzy tylko by mi zawracali ty?ek!”.
Nasz? rozmow? przerwa?y ha?asy kt?re zwr?ci?y uwag? nawet Xaroxa, ha?asy dobiega?y z sali treningowej, szybko przeteleportowali?my si? by sprawdzi? co to by?o.
Chwil? p??niej…
To by?y koboldy : ma?e wkurzaj?ce potworki, co? jak goblin tylko bardziej dr?czy cz?owieka, ma kr?tk? sier?? i g?ow? jak rzadki okaz nietoperza, koboldy wojownicy s? szczeg?lnie uci??liwe ; potrafi? w?ada? mieczami wi?kszymi od siebie ponad to maj? „troch?” si?y.
Koboldy demolowa?y wszystko w poszukiwaniu artefakt?w kt?re Drogan bardzo strzeg?.
Gdy odp?dzili?my te ma?e bestyjki zaj?li?my si? mistrzem Droganem kt?ry zosta? zatruty przez koboldy, to nie by?a jaka? zwyk?a trucizna, u?y?y jakiej? specjalnej trucizny… chyba z ??d?a g?rskiego skorpiona kt?ry w odr??nieniu od innych skorpion?w mieszka w o?nie?onych g?rach i ma jad 2 razy silniejszy od ma?ych skorpion?w pustynnych.
Na antidotum dla naszego mistrza musia? bym przeszuka? ca?e neverwinter, na szcz??cie mo?na kupi? cz??? u zielarki kt?ra mieszka obok w mie?cie „Wysoczysko”, reszt? musz? uzbiera? sam, koboldy powinny mie? par? sk?adnik?w do lekarstwa dla Drogana, wi?c wyrusz? w drog? jak najpr?dzej !
 

Speeder

Ehuheuheuu
Joined
Mar 29, 2008
Messages
1,021
Reaction score
287
Age
32
Odp: II Konkurs Literacki - G?osowanie

Praca numer 8:
C?? to panowie? ?nieg za oknem daje si? we znaki? Si?d?cie wi?c z nami, tu przy ogniu. Gdzie dla nas starczy tam i dla was nie zabraknie. Celebrujmy nasz? s?ynn? w ?wiecie, polsk? go?cinno??! Tradycyje nasze przetrwa? musz?, bo jak tak dalej p?jdzie to ino to po nas zostanie. Pami?tam zim? roku pa?skiego 1597. Oj sroga by?a, tak sroga, ?e uszy moje do dzi? trz?s? si? na my?l o niej, a portki wydaj? si? zbyt chude. Dacie wiar?, ?e w drodze do Krosna nie otworzono mi ?adnych drzwi?! Eh, Polakom braknie cn?t z godziny na godzin?, oj tak.. Zaraz, naprawd? nie ?al wam czasu na opowie?ci starego cz?owieka? Widzia? jam wiele, wiele dr?g przeby?em i z nie jednej miski jad?em, lecz czy jednak nie zanudzam m?odego pokolenia? Wasz wyb?r dostojni. Hola gospodarzu, dolej nam tu zdziebka miodu! Mhm, naprawd? niezgorszy macie tu trunek na Boga. Kto by pomy?la?, na takim odludziu.. O czym to ja.., ah, stare czasy panowie, stare czasy.. Stary ze mnie pryk, tu?am si? po zniszczonym kraju nie mog?c w obronie w?asnej nawet miecza wznie??. Tak, tak.. Po?r?d pogorzelisk tej przekl?tej krainy le?y nie jedno cia?o braci naszych i moja prawa r?ka. Straciwszy j? w walce jestem ino kalek?, kalek? i sierot? gdy? prawica by?a najbardziej zb?dn? rzecz? zagubion? w wojennej zawierusze. Stare czasy.. Co m?wisz synu? Tak, tak - do rzeczy. O czym to chcieliby?cie pos?ucha?? Ah.. Inflanty. Dosz?y wi?c was s?uchy, ?e wiem co nieco na temat chwalebnej bitwy Rzeczypospolitej? Nie do ?miechu mi teraz panowie, nie do ?miechu.. Pos?uchajcie wi?c opowie?ci o bitwie, w kt?rej zwyci?zc? by? sam dobry B?g.

Tego wieczoru pada?o. Pada?o te? dnia poprzedniego, pada? mia?o i nast?pnego. Ca?a kraina ton??a w strugach deszczu, deszczu, kt?ry z dnia na dzie? coraz nieudolniej zaciera? ?lady nienawi?ci, kt?ra pcha?a ludzi ku ich ostatecznej i najwidoczniej nieuniknionej zag?adzie. Widzia?em niejedn? ?mier?, kt?rej jedyn? przyczyn? by?a ?a?osna znieczulica na cierpienie drugiego cz?owieka, gdy b?l motywowany by? przykr? rz?dz? zysku. Gorzej - niejednokrotnie zadaj?cym b?l by?em ja, ja i moja nienawi?? do bli?niego. By?em z?ym cz?owiekiem. Jestem chyba jeszcze gorszym, bo mimo refleksji nad marno?ci? ?ywota ludzkiego zmierza?em tego wieczoru by zaprzeda? dusz? diab?u po raz kolejny - ?mier? by?a moj? kochank? od lat kilkunastu, a mimo to nadal oddawa?em si? we w?adanie jej wezwaniom z krwaw? nami?tno?ci?. Takie oto refleksje trzyma?y si? mnie gdy mija?em kilka cia?, ludzi straconych zapewne za zbyt du?? pojemno?? sakiewki. Nagie torsy ?wiadczy?y o tym, ?e nie tylko sakwa by?a bogata. Bezimiennie trupy by?y ju? tylko straw? dla kruk?w, lis?w i innych ?cierwojad?w, jakich wiele by?o w tym przekl?tym lesie.

Pogr??ony w swoich my?lach jecha?em le?nym traktem w stron? Rygi. Co jaki? czas mija?em ?lady wspomnianej brutalno?ci tych okolic. Po raz kolejny przeklina?em los, kt?ry pos?a? mnie w te strony. Musia?em jednak odnale?? pewn? osob? zamieszkuj?c? gdzie? na Inflantach, a najlepszym miejscem by si? rozejrze? by?a w?a?nie Ryga. Tym razem mia?em du?? szans? na niepowodzenie misji, mimo wszystko zmierza?em jednak w stron? moich przysz?ych oprawc?w. Jak si? potem okaza?o, bardzo niemi?ych oprawc?w.

Inflanty to kraina rozci?gaj?ca si? nad D?win? i Zatok? Rysk?. Powodem dla kt?rego wielcy tego ?wiata zmagaj?, zmagali, a ich wnuki zmaga? si? b?d? o nie jest dost?p do Ba?tyku na d?ugim pa?mie wybrze?a. Ogniskiem zapalnym dla walki by? zatarg wielkiego mistrza F?rstenberga z arcybiskupem ryskim Wilhelmem. Kr?l narodu naszego, Zygmunt II August wzi?? stron? arcybiskupa i zmusi? wielkiego mistrza do uleg?o?ci, a w nast?pstwie zawarcia z Rzeczpospolit? traktatu zaczepno-odpornego. Na odpowied? kolejnej strony konfliktu nie trzeba by?o d?ugo czeka?. Najazd Moskwy na Inflanty oraz zaj?cie przez Szwed?w Estonii da?o pocz?tek otwartym walkom. W kolejnych latach kr?l polski og?osi? w wcielenie Inflant do Polski, z wy??czeniem ich po?udniowej cz??ci, Kurlandii i Semigalii oraz p??nocnej Estonii, kt?ra pozosta?a przy Szwecji. Wykl?ty przez Boga by? chyba lud tej krainy - przez wiele jeszcze lat mia? nie zazna? spokoju.

Ca?a noc w siodle niedobrze robi na zdrowie i samopoczucie cz?owieka. Motywowany t? my?l? postanowi?em rozejrze? si? za jakim? przytulnym ???kiem, w cichym zaje?dzie. Pogna?em konia, mimo strachu przed nier?wnym traktem nie mog?em sobie d?u?ej pozwoli? na 'spacerek', w kt?ry przerodzi?a si? moja droga. Po jakim? czasie do uszu moich dotar? gwar, w kt?rym dopatrywa?em si? obietnicy ober?y. Nie zawiod?em si?, wiedzia?em ju?, ?e nie mog? liczy? na cichy zajazd jednak nadal mia?em nadziej? na ciep?e ???ko i straw?. Zwolni?em wje?d?aj?c na dziedziniec oczekuj?c pacho?ka, kt?ry s?ysz?c stukot kopyt wybiegnie zabra? mojego wierzchowca do stajni. Gro??c mu obci?ciem uszu zabroni?em dobiera? si? sakw przytwierdzonych do siod?a, na potwierdzenie moich s??w zdzieli?em ch?ystka w ty? g?owy i poprawi?em solidnym kopniakiem. Wchodz?c do tawerny nie przeczuwa?em nawet, ?e za godzin? b?d? ?a?owa?, ?e nie przespa?em si? w przydro?nych chaszczach. Ober?ysta widz?c mnie od razu podbieg? z u?miechni?t?, sin? od piwa czy innego trunku twarz? zapewne z nadziej? na m?j d?u?szy pobyt.
-Witam dostojny panie w skromnych progach mojego zajazdu, w czym mog? s?u?y?? Zapewniam, ?e mamy przednie grza?ce, pyszn? straw? od ud?c?w po kasze i niezapluskwione ???ka je?li dostojny pan ?yczy zosta? na noc.

Rozejrza?em si? po wn?trzu, je?li przez chwil? wszystkie twarze by?y zwr?cone w moj? stron? tak teraz wszyscy zaj?ci byli w?asnymi sprawami. Tu? pod ?cian? biesiadowa?o (za g?o?no na Boga!) kilku silnie podchmielonych szlachcic?w, przy ?rodkowym stole siedzia?o trzech dziwnie znajomych mi m??czyzn, a w innych cz??ciach gospody zauwa?y?em mniej lub bardziej pijanych drab?w. Zapewne wie?niak?w z pobliskich osad. Ca?e pomieszczenie wydawa?o si? do?? schludne, cho? wprawne oko mog?o dojrze? ?lady licznych awantur. C??, po przyjrzeniu si? go?ciom, ober?y?cie i samej tawernie uwierzy?em w rzekomo niezapluskwione ???ka, mimo, ?e chyba za szybko o nich wspomniano.
-Dobry cz?owieku, zostan? na noc je?li pok?j sprosta moim skromnym oczekiwaniom. Ka? s?u?bie przygotowa? go, a tymczasem sam podaj mi co? ciep?ego na z?b nie nara?aj?c si? przy tym na m?j gniew - rzucaj?c talara widzia?em chciwy b?ysk w oku mojego gospodarza. Ah ludzie.. W?a?nie pieni?dz rodzi chciwo??, zdrad? i nienawi??, sytuacja ta by?a jakoby puent? moich dzisiejszych rozmy?la? nad egzystencj? cz?owieka.

Polak g?odny to Polak z?y - g?osi stare przys?owie. A dzia?a to te? w drug? stron?, oj tak. Siedz?c przy stole, czuj?c, ?e portki zrobi?y si? cia?niejsze by?em tak senny, ?e grozi?o to niemi?ymi konsekwencjami w przypadku spotkania nierzadkich przecie? w tych stronach rzezimieszk?w. Nie przeczuwaj?c jednak nic z?ego popija?em mi?d wyciszaj?c si? coraz bardziej na odg?osy karczmy. To by? b??d. Dlaczego by?em tak nieostro?ny skoro przyzna?em sam sobie, ?e poniek?d znam tych trzech podr??nych? Do dzi? pytam sam siebie..
-Prosz?, prosz?.. Kogo my tu mamy? Czy? to nie czcigodny Konrad Kuklinowski? - najwy?szy z m??czyzn podszed? do mojego stolika.
-O, nasz dezerter! - dw?jka pozosta?ych tak?e nie kaza?a d?ugo na siebie czeka?.
Uderzenie pi??ci? w twarz wyrzuci?o mnie z siedzenia jakie? kilka ?okci w stron? ?rodka sali. Tak jak my?la?em, objedzony i opity nie by?em godnym przeciwnikiem dla trzech wcale niezgorszych ode mnie ?o?nierzy. Dalsze ciosy i kopniaki spowodowa?y do?? spory krwotok nosa i kilka ubytk?w w uz?bieniu. Niewiele czasu up?yn??o nim mnie wywleczono z sali, zwi?zano i wrzucono na grzbiet konia. Jad?c w nieznanym kierunku my?la?em tylko o jednej rzeczy - mog?em kurwa przespa? si? w tych krzakach.
Teoretycznie nie by?o tak ?le, by?em przytomny wi?c wiedzia?em ile czasu zajmie nam droga do celu, mog?em te? wypatrzy? jakie? punkty orientacyjne. Jedyn? wad? mojego rozumowania by? fakt, ?e by?o ciemno. Cholernie ciemno. Widzia?em tyle, na ile pozwala? m?j wzrok. Pomimo m?odego wieku mia?em do?? spore problemy z oczami. Mniemam, ?e by?o to efektem zim sp?dzanych na polowaniach w towarzystwie szlacheckich znajomych mojego ojca. Przyczyn? mojej '?lepoty' by?y wi?c ?owieckie tereny Kamie?ca Podolskiego. Zreszt?, cokolwiek zawini?o to jednak efekt pozostawa? ten sam - nie wiedzia?em dok?d, dlaczego i po co zmierzam. Wiedzia?em tylko kt?r?dy - trakt ten prowadzi? na wsch?d od tego, kt?ry prowadzi? do celu mojej ca?kiem niedawnej, samotnej podr??y. By?a to wi?c droga biegn?ca przed oddalon? od Rygi o kilka godzin jazdy osad? Kircholm. Nie wiedzia?em jednak czy by?a ona celem mojej niezamierzonej podr??y.

Gdy dojechali?my na miejsce ju? ?wita?o. To co zobaczy?em wprawi?o mnie w zupe?ne os?upienie. Oko?o tysi?c ci??kich je?d?c?w szykowa?o si? do odprawy. Wiedzia?em ju?, ?e wdepn??em w niez?e g?wno. Los chcia?, ?e w tych okolicach mia?a rozegra? si? bitwa o kt?rej nie mia?em jeszcze przed chwil? poj?cia, a by?em w samym jej ?rodku. Gdy zobaczy?em dow?dce nogi si? pode mn? ugi??y. W taki oto spos?b sta?em przed ca?? husari? Tomasza D?browy, a co gorsze - przed nim samym.
-Witaj Konradzie, doniesiono mi, ?e b?dziesz przebywa? w tej okolicy. Jak to tak? Chcia?e? bez przywitania si? uda? w dalsz? podr??? Nieuprzejme z twojej strony, ba, grubia?skie wr?cz.. Nie tego nas uczono, pami?tasz?
-Tak si? sk?ada Tomaszu, ?e nie mia?em poj?cia o twoim pobycie w tym miejscu. Gdybym jednak wiedzia?, uwierz mi na s?owo, by?bym daleko st?d - cho? nogi si? pode mn? ugina?y to stara?em si? nadrabia? ten drobny fakt pewnym siebie g?osem.
-Wiesz jak kara si? zdrad?? Tego widoku si? nie zapomina, aczkolwiek je?li zapomnia?e? to przypomn? ci nied?ugo, po sko?czonej bitwie, je?li prze?yj? to po?egnam si? z tob? Konradzie, a spotkamy si? dopiero na s?dzie Bo?ym. Bywaj. - m?wi?c to odszed? w stron? najlepszej kawalerii Europy.
Moi trzej oprawcy poci?gn?li mnie za sob? w stron? oddalonych o kilka kilometr?w wzg?rz. Jak si? domy?li?em ich zadaniem by?o pilnowanie mnie do czasu gdy Tomasz znajdzie chwilk? czasu by mnie wypatroszy?. Wizja ta by?a o tyle dla mnie nie na r?k?, ?e gor?czkowo planowa?em ucieczk?. Jednak widz?c to co rozpo?ciera?o si? przede mn? zaprzesta?em o tym rozmy?la?. Z miejsca w kt?rym stali?my mieli?my widok na ca?e pole bitwy. Zd??y?em si? ju? orientowa? o co i kto toczy sp?r.. Chodkiewicz sta? na czele Rzeczpospolitej, Szwedami za? dowodzi? Karol IX. C??, w miejscu gdzie spotkali si? wielcy tego ?wiata, z kt?rych wi?ksza cz??? nie pa?a do mnie sympati? sta?em oto ja.. Zastanawia?em si? tylko za kogo si? modli?, a komu ?yczy? ?mierci.. Pewnym by?o tylko to, ?e ca?? dusz? pragn??em pora?ki D?browy..

Gdy s?o?ce unios?o si? ponad horyzont bitwa si? rozpocz??a..
Tak, tak.. By?em ?wiadkiem owej bitwy. Nie ?o?nierzem o kt?rym by wspomina?y poematy, prostym obserwatorem. Ale c?? to? My?leli?cie, ?e ka?dy cz?owiek jest bohaterem? Nie, nie ka?dy si? nim rodzi, nie ka?demu przychodzi ?y? w jego chwale. Ja sam? Pope?ni?em w ?yciu wiele b??d?w, wielu rzeczy ?a?uj?. Czy walczy?em kiedykolwiek dla kraju? Jest kilka opowie?ci, kt?re kiedy? zostawi? dla waszej interpretacji. Pod Kircholmem jednak by?em nikim wi?cej jak obserwatorem. Podziwia?em pot?g? Rzeczpospolitej i zmys? strategiczny naszych dow?dc?w. Podziwia?em kl?sk? Szwed?w i upokorzenie Karola IX. Podziwia?em w ko?cu Tomasza D?brow? i jego wspania?? husari? gromi?c? oddzia?y nieprzyjaciela.. Wielki to by? dzie? dla Rzeczpospolitej, na wspomnienie, kt?rego niejedno serce wci?? rwie si? do walki.. Polska to dumny kraj, pami?tajcie o tym. Mieli?my w swojej historii wiele zwyci?stw, wiele te? pora?ek. Jednak takie bitwy przypominaj? o cnotach narodu naszego, a krew przelana w imi? warto?ci dla nas cennych ?wiadczy o tym, ?e honor jest sercu naszemu bli?szy ni?li cia?u koszula.. Noc mamy d?ug? panowie, spokojnie - opowiem wszystko po kolei..

/1 praca w po?cie, poniewa? jest na tyle d?uga, ?e ?adna inna ju? si? nie zmie?ci.
 
Last edited:

Speeder

Ehuheuheuu
Joined
Mar 29, 2008
Messages
1,021
Reaction score
287
Age
32
Odp: II Konkurs Literacki - G?osowanie

Praca numer 9:
Temat: Pi?? warto?ci w ?yciu wsp??czesnego cz?owieka.

Moim zdaniem najwa?niejszymi warto?ciami w ?yciu wsp??czesnego cz?owieka s?: wiara, przyja??, umiar, skromno?? i uczynno??.
Z podanych wy?ej warto?ci na pierwszym miejscu stawiam wiar? w Boga. Dzi?ki niej cz?owiek odczuwa prawdziw? rado??, wolno?? i spok?j wewn?trzny. Wiara dla wsp??czesnego cz?owieka to osobista relacja z Bogiem, kt?rej podstaw? jest zaufanie. Wed?ug mnie, chodzi tu o ufno?? w codziennych sprawach ?ycia, zar?wno tych wielkich, jak i ma?ych, tak, aby powierza? mu ka?dy dzie?, maj?c t? ?wiadomo??, ?e on jest panem mojego ?ycia.
?miem twierdzi?, ?e cz?sto ludzie traktuj? Boga jak swego rodzaju "pogotowie ratunkowe", gdy? przypominaj? sobie o Nim w chwilach problem?w czy trudno?ci. Gdy wszystko jest dobrze, to wcale nie my?l? o Bogu, ale kiedy pojawia si? choroba czy inne nieszcz??cie, sk?aniaj? si? wtedy do modlitwy i wiary. Gdy widz?, ?e nie poradz? sobie w swoich k?opotach, zaczynaj? wo?a? do Boga zgodnie z popularnym powiedzeniem "Jak trwoga, to do Boga".
Nie wolno tez pomin?? sytuacji zagro?enia wsp??czesn? cywilizacj?. Ludzie nie zdaj? sobie sprawy, ?e alkoholizm, pornografia, aborcja, brak przebaczenia, nienawi?? do innych ludzi, prowadz? do zniszczenia cz?owieka. M?odym ludziom lansuje si? ca?kowity luz, zgodnie z zasad? "r?bta co chceta", z?o jest bardziej atrakcyjne ni? dobro. Dlatego te? uwa?am, ?e wiara w Boga jest dla wsp??czesnego cz?owieka najwa?niejsz? warto?ci?. Na potwierdzenie niech b?d? s?owa ?w. Augustyna, kt?ry powiedzia?: "Kto Boga posiada, szcz??liwy jest".
Kolejna spraw?, kt?r? chce poruszy? jest problem przyja?ni w zyciu wsp??czesnego cz?owieka.
To w?a?nie nasi najbli?si pomagaj? nam w codziennym ?yciu, podaj?c pomocn? d?o? wtedy, gdy tego potrzebujemy. By? przyjacielem, to czyni? wiele dobrego dla drugiego cz?owieka, nie tylko wtedy, gdy jest szcz??liwy, gdy potrzebuje pomocy. Przyja?? daje rado??, pomaga wytrwa? w cierpieniu i trudno?ciach, mobilizuje do rozwoju, uczy cierpliwo?ci i wybaczania. Prawdziwy przyjaciel wydobywa i chroni to, co we mnie najlepsze, sprawia, ?e odnajduje w sobie si?y i zdolno?ci. Przyjacielowi mo?emy przedstawi? tak?e swoje potrzeby i oczekiwania, rozmawia? o trudno?ciach, cierpieniu i zniech?ceniu. Gdy doznajemy goryczy pora?ki i potrzebujemy wsparcia, przyjaciel jest przy nas i s?u?y nam swoja obecno?ci?. Dlatego te? uwa?am, ?e spotkanie prawdziwego przyjaciela, to prze?omowe wydarzenie w ?yciu cz?owieka.
Nast?pna warto?ci?, na kt?r? chcia?bym zwr?ci? uwag? jest umiar.
Wed?ug mnie, to oznacza zachowanie dystansu, r?wnowagi wewn?trznej i spokoju wobec w?asnych dzia?a?.
W dzisiejszych czasach - moim zdaniem - nale?y zwyczajnie zachowa? umiar w jedzeniu, piciu, ogl?daniu telewizji, siedzeniu przy komputerze czy zabawie. Kolejnym argumentem, kt?ry przemawia za tym, ?e warto?? ta jest potrzebna wsp??czesnemu cz?owiekowi, jest to, i? powinni?my wyznacza? sobie rozs?dne (z umiarem) granice tego, do czego d??ymy, brak przesady w dzia?aniu. W cz?owieku istnieje d??enie do "zawsze wi?cej mie?", wr?cz do niesko?czono?ci, kt?ra nie chce pogodzi? si? z ograniczeniami. Dlatego uwa?am, ?e w nieumiarkowaniu, cz?owiek staje si? nieludzki, przestaje by? sob?.
Skromno?? to kolejna warto?? godna uwagi. Jest to - moim zdaniem - wspania?a zasada, kt?ra powinna dominowa? we wszystkich dziedzinach naszego ?ycia. Wed?ug autor?w S?ownika J?zyka Polskiego skromno??, to pow?ci?gliwo??, nie?mia?o??, niewyg?rowane mniemanie o sobie, brak zrozumia?o?ci. Zgadza si? z t? definicj? i mog? doda? i? moim zdaniem we wsp??czesnym ?wiecie cenne jest wytyczenie sobie linii pomi?dzy swoimi potrzebami i pragnieniami , w celu zachowania skromno?ci. To r?wnie? praca na sob? i swoimi s?abo?ciami, aby nie popa?? w zarozumia?o??, ob?ud? i pych?. Niech moje argumenty wesprze Albert Einstein, kt?ry powiedzia?: "Jestem przekonany, ?e ?ycie proste i skromne dobrze s?u?y ka?demu, zar?wno pod wzgl?dem fizycznym, jak i psychicznym."
Ostatni? z warto?ci, na kt?ra chc? zwr?ci? uwag?, jest uczynno??.
Wed?ug mnie, oznacza to, ch?? do ?wiadczenia bezinteresownych us?ug, do pomagania komu?. Ka?dy z nas powinien drugiemu cz?owiekowi wed?ug swoich mo?liwo?ci, uprzejmie i z rado?ci?(u?miechem). Nie skar?y? si?, gdy kto? poprosi o przys?ug?, nie poddawa? si? z?emu humorowi, je?li jest ona dla nas niewygodna, czy trudna do spe?nienia. Nie mo?na by? uczynnym dla w?asnej wygody, lecz nasza uczynno?? powinna by? prawdziw? oznak? mi?o?ci do drugiego cz?owieka.
My?l?, ?e przytoczone argumenty pozwol? w pe?ni zgodzi? si? z za?o?eniem, ?e wsp??czesny cz?owiek powinien mie? na wzgl?dzie takie warto?ci, jak: wiara, przyja??, umiar, skromno?? i uczynno??. Bez nich ?ycie cz?owieka by?oby puste, poniewa? to warto?ci moralne kszta?tuj? charakter cz?owieka.

Praca numer 10:
Wp?yw Internetu na ?ycie cz?owieka
Nazwa Internet pochodzi od dw?ch s??w z j?zyka ?aci?skiego i angielskiego, odpowiednio: Inter i Net. Pocz?tki Internetu si?gaj? lat sze??dziesi?tych XX wieku. W dzisiejszych czasach jeste?my naocznymi ?wiadkami, jak w zaskakuj?cym tempie nast?puje rozw?j sieci. Staje si? ona nieodzownym narz?dziem w pracy i w domu.
Zastan?wmy si?, jaki wp?yw wywiera Internet na ?ycie wsp??czesnego cz?owieka - zar?wno na dzieci, m?odzie? i doros?ych? Prawie w ka?dym domu mo?na znale?? Internet, a szko?y na wszystkich szczeblach prowadz? obowi?zkowe zaj?cia z informatyki. Ostatnio zaw?d informatyka jest bardzo poszukiwanym na rynku pracy w Polsce a tak?e za granic?.
Jako pierwszy argument przytocz? fakt, ?e dzi?ki Internetowi mamy szybki i ?atwy dost?p do wszelkich informacji, takich jak: rozk?ad jazdy poci?g?w, autobus?w, wyb?r o?rodka wczasowego na wakacje oraz zdobywanie wiedzy z r??nych dziedzin. Kto nie mo?e odby? podr??y do odleg?ych stron ?wiata, a jest bardzo go ciekaw, mo?e bez problemu pozna? wybrany region za pomoc? zdj?? satelitarnych.
Trzeba doda?, ?e posiadanie Internetu niesie r?wnie? ze sob? pewne negatywne aspekty. Je?li jeste? nieostro?ny, mo?esz natkn?? si? na szkodliwe oprogramowania, na skutek kt?rych tracimy cenne dane (zdj?cia, prace naukowe itd.). Szczeg?lnie niebezpiecze?stwa czyhaj? na m?odych. Wbrew przestrogom rodzic?w wchodz? na niedozwolone strony, poniewa? zakazany owoc kusi. Dzieci tak?e ?atwo ulegaj? wp?ywom oszust?w (np. pedofil?w), kt?rzy wykorzystuj? ich ?atwowierno??.
Wr??my do korzy?ci. Osoby nie?mia?e, zamkni?te w sobie, kt?rym sprawia trudno?? nawi?zywanie kontakt?w towarzyskich mog? z ?atwo?ci? porozmawia? z innymi u?ytkownikami Internetu na ciekawe tematy. Cz?sto zdarza si?, ?e te osoby zostaj? przyjaci??mi, a nawet ma??e?stwem. Tak?e ludzie niepe?nosprawni posiadaj? mo?no?? kontaktu ze ?wiatem. Dzi?ki Internetowi mog? bez problemu znale?? prac? na miar? swoich mo?liwo?ci. Czuj? si? spe?nieni i szybciej im up?ywa czas w domu.
Nast?pny argument dotyczy r??nych rozrywek, jakie dostarcza nam sie?. Popularne s? gry przegl?darkowe, gry flash a tak?e mamy ?atwy dost?p do ulubionej muzyki, film?w i seriali. Internauci cz?sto rozgrywaj? pojedynki z kolegami przez Internet w grach rycerskich, futbolowych lub strategicznych.
Jako minus korzystania z Internetu nale?y wymieni? uzale?nienie, kt?re prowadzi do wy??czenia si? ze ?wiata realnego, wyobcowania. Taka osoba traci kontrol? nad sob?, miewa problemy zdrowotne, rodzinne i spo?eczne. Coraz wi?cej ludzi zg?asza si? do poradni uzale?nie?, widz?c, ?e sie? nimi rz?dzi. Pogubili si? w tym wszystkim i teraz nie wiedz?, jak dalej ?y?.
Podsumowuj?c nasze rozwa?ania, stawiam tez?, ?e Internet wywiera pozytywny wp?yw na nasze ?ycie. Niesie wiele dobrodziejstw, jak poda?em wy?ej, jednak trzeba umiej?tnie si? nim pos?ugiwa? , aby nas nie zniewoli?. Tempo rozwoju wsp??czesnego ?ycia wymusza na nas korzystanie z sieci: banki, rezerwacje hoteli, miejsc w teatrze, kinie oraz praca bibliotek. Obserwuj?c ostatnie lata, w zaskakuj?cym tempie ro?nie liczba odbiorc?w Internetu, co jeszcze raz potwierdza nasz? tez?.
 
Last edited:

Speeder

Ehuheuheuu
Joined
Mar 29, 2008
Messages
1,021
Reaction score
287
Age
32
Odp: II Konkurs Literacki - G?osowanie

Praca numer 11:
Rozdzia? I
…”On This day, I see clearly…”
Ci??ki g?os wokalisty zespo?u Alter Bridge roznosi? si? po pokoju w do?? brutalny spos?b przerywaj?c panuj?c? tu dotychczas cisz?.
”…and the broken dreams…”
Nagle g?os ucich?, ale piosenka spe?ni?a po raz kolejny swe zadanie – poderwa?a na nogi lokatora tego w?a?nie mieszkania.
Na pierwszy rzut oka zwyczajny siedemnastolatek. Wysoki, ciemne w?osy, zaspane spojrzenie. W zasadzie by? zwyk?ym ch?opakiem z miasta, z tym, ?e mieszka? sam. ?aden z s?siad?w nic o nim nie wiedzia?, poza tym, ?e wprowadzi? si? tutaj jaki? rok temu. Trzeba przyzna?, ?e Lynx (tak w?a?nie mia? na imi?) by? wr?cz z natury postaci? tajemnicz?.
Ch?opiec wsta? w ko?cu z ???ka i odruchowo wyjrza? przez okno. Za ka?dym razem robi? to z nadziej? w oczach, zupe?nie, jakby spodziewa? si? ujrze? cud. Nic bardziej mylnego. Zat?oczone uliczki centrum Berlina wygl?da?y r?wnie nudno jak zwykle.
Lynx westchn?? i uda? si? do kuchni. Niemal automatycznie wykona? wszystkie poranne czynno?ci. Teraz m?g? ju? tylko czeka?, a? robota sama do niego przyjdzie…
Minuty mija?y w sennej ciszy. Lynx siedzia? na fotelu z g?ow? spuszczon? na d??. Czy?by zasn??? Nie – w pewnej chwili otworzy? d?o?, w kt?rej b?ysn??o co? z?otego. Z?oty ?a?cuszek. Albo pier?cionek. Ch?opiec odda? si? rozmy?laniom – to by?a jedyna pami?tka po… zreszt? mniejsza z tym. Dzisiaj nie ma czasu na sentymenty.
Z zamy?lenia wyrwa? go ostry pisk telefonu oznaczaj?cy otrzymanie nowej wiadomo?ci. D?wi?k, kt?ry poprzedza? przelew krwi; swoisty gong ?mierci… Ch?opak szybko od?o?y? b?yskotk? na szafk? i si?gn?? do kieszeni po kom?rk?. Westchn?? ze znu?eniem, gdy przeczyta? tre?? SMS-a. Nic nowego, ci?gle tylko nazwisko, godzina i adres. Takie wiadomo?ci by?y dla niego r?wnie normalne jak jedzenie czy picie.
Lynx jeszcze raz rzuci? okiem na adres i zapisa? go w my?lach, po czym od?o?y? telefon. Szybko ubra? si? i zdj?wszy ze ?ciany sk?rzan? sakiewk? pewnym krokiem wyszed? z domu. Klient ju? na niego czeka?…
Powietrze uderzy?o Lynx’a prosto w twarz. Zgodnie z przewidywaniami by?o ci??kie i gor?ce, jakby o?owiane. No ale w ko?cu czego innego mo?na spodziewa? si? po tym mie?cie…? Ludzie tutaj mo?e si? zmieniaj?, ale nie atmosfera.
Kilkana?cie minut p??niej ch?opiec stan?? przed mosi??n? tabliczk? z napisem „Shtraze 23”. Gdzie? ju? widzia? wcze?niej t? nazw?… Oh tak, jasne. Czyta? to przecie? p?? godziny temu w swoim telefonie. Wi?c to tutaj. Chocia?, w sumie to bez r??nicy. Robota to robota. Miejsce jest ma?o istotne…
Lynx ruszy? w g??b ulicy i zatrzyma? si? przed celem swojego spaceru. Dom nr 17. Co za szcz??cie, ?e ulica by?a prawie pusta. Ch?opak upewni? si?, ?e nikt go nie obserwuje i powoli wszed? na teren posesji. Teraz potrzebowa? tylko kilku sekund na u?o?enie planu. Par? szybkich spojrze? i wszystko staje si? jasne. Roz?o?ysty krzak, a obok studnia, tu? za w?g?em domu. Wr?cz wymarzone miejsce, niewidoczne z ulicy. Nie namy?laj?c si? d?ugo Lynx ukry? si? za krzakiem i si?gn?? r?k? do sakiewki na o?lep. Pozwoli? sobie na ironiczny u?miech – ta cz??? planu, dotarcie tu, przebieg?a zupe?nie bezproblemowo.
Kilka minut p??niej zegarek da? zna?, ?e ju? 12:00. Czas si? przygotowa?. W SMS-ie co prawda by?a mowa o 12:15, ale ?ycie nauczy?o ju? Lynx’a zapobiegliwo?ci. Ch?opiec szybkim ruchem wyj?? z sakiewki pod?u?ny, czarny przedmiot i przyjrza? mu si? uwa?nie. Z pozoru zwyk?y, naostrzony n?? do rzucania. Zrobiony by? jednak z materia?u, kt?ry natychmiast sublimuje przy kontakcie z osoczem krwi. Idealna bro?, nie zostawiaj?ca ?adnych ?lad?w. W?a?nie ten n?? by? kluczem do powodzenia i nieuchwytno?ci Lynx’a.
* * *
Pan Hans westchn?? z irytacj? i spojrza? na du?y, mosi??ny zegar wisz?cy na ?cianie, kt?ry wskazywa? w?a?nie godzin? 11:36. To spotkanie s?u?bowe mia?o co prawda trwa? a? do 12:00, ale jego potencjalny kandydat na partnera w interesach by? obecnie zaj?ty wymownym patrzeniem w sufit. „Kretyn” – przemkn??o Hansowi przez my?l, ale opanowa? si? i z nie?le udawan? uprzejmo?ci? powt?rzy? po raz kolejny zdanie wymawiane ju? wielokrotnie od dobrych dw?ch godzin.
- „To bardzo korzystne warunki. Nie mog? jeszcze bardziej obni?y? ceny…”
-„Pan wybaczy” – przerwa? Hansowi szorstko rzeczony kretyn. „Mog? zap?aci? 50’000 euro za ca?o?? i ani centa wi?cej”.
-„?wietnie” – odparowa? Hans. „Nie pasuje panu, trudno. Mamy innych przedsi?biorc?w na pana miejsce” – po tym do?? klarownym o?wiadczeniu zerwa? si? z miejsca i zamaszystym krokiem wyszed? z gabinetu pozostawiaj?c otwarte na o?cie? drzwi. Jego rozm?wca jeszcze d?ugo nie rusza? si? z krzes?a, wyra?nie zaskoczony tak gwa?townym rozwojem sytuacji.
Pan Hans wraca? do domu w pod?ym nastroju mamrotaj?c przy okazji wszystkie zas?yszane kiedykolwiek przekle?stwa. Znowu pora?ka, niepowodzenie. Znowu nie uda?o mu si? wyci?gn?? kontraktu. By? zm?czony, ale co z tego, ?e b?dzie w domu wcze?niej o kilka minut, skoro taka kasa w?a?nie przesz?a mu ko?o nosa? Pogr??ony we w?asnych my?lach nawet nie zauwa?y? mijanej codziennie tabliczki z napisem „Shtraze 23”.
Ulica jak zwykle by?a pusta, nie licz?c jakiego? ubranego na czarno wyrostka. No tak, o tej porze wszyscy jeszcze w pracy… Pan Hans podszed? pod sw?j dom i z miejsca otrze?wia? – ten ch?opak w czarnej bluzie sta? na JEGO posesji! W ostatniej chwili powstrzyma? si? przed szar?? na nieproszonego go?cia i w ko?cu zdecydowa? schowa? si? za drzewem, by z bezpiecznej odleg?o?ci obserwowa? rozw?j wypadk?w.
Tajemniczy ch?opiec rozejrza? si? szybko i da? nura w krzaki. Mija?y minuty i gdy nic wi?cej si? nie sta?o, Hans powoli wszystko zrozumia?. Ten m?odzieniec przyszed? w?a?nie po niego… Co za szcz??cie, ?e wyszed? wcze?niej z pracy! Przedsi?biorca si?gn?? po telefon i wezwa? policj?. Chocia?… teraz str??e prawa niewiele mogli zdzia?a?. Ch?opak m?g? uciec w ka?dej chwili, gdy tylko us?yszy silniki radiowoz?w policyjnych, a bez w?tpienia mia? do czynienia z profesjonalist?. Nie… Hans potrzebowa? dowod?w, musia? sprowokowa? zab?jc? do ataku. Po kr?tkim namy?le schowa? telefon do kieszeni na sercu licz?c, ?e w?a?nie tam zaatakuje napastnik. Ostatni g??boki oddech… i powolne kroki w stron? wej?cia…
* * *
Lynx czeka? pod krzakiem got?w do akcji. Nagle zza ?ciany wy?ania si? powoli jego cel. Tak, to on! Cholera! Przecie? jest za wcze?nie! No c??, dobrze, ?e i Lynx zjawi? si? przed czasem. Ch?opak chwyci? mocniej n?? i czeka?, a? m??czyzna podejdzie do drzwi. Tak jest, pe?en spok?j. Spok?j i skupienie. A wyrzuty sumienia? Na to przyjdzie czas potem. Zreszt?, on tylko robi to, co mu kazano…
„Obiekt” by? ju? tylko kilka metr?w od drzwi. Lynx wzi?? zamach, za cel wzi?? serce. Szybka ?mier? i du?o krwi. Przynajmniej n?? szybciej wyparuje. Strach? Sk?d?e! No bo w ko?cu, co mog?oby p?j?? nie tak w takiej chwili…?
N?? ?wisn?? w powietrzu. Zab?jcza strza?a mkn??a z niesamowit? pr?dko?ci? ku swemu przeznaczeniu… a Lynx wci?? czeka?, a? bro? si?gnie celu i wyda ten charakterystyczny, znajomy odg?os wbijania si? w cia?o…
Rozleg? si? dono?ny stukot – n?? odbi? si? od piersi m??czyzny i z brzd?kiem upad? na ziemi?. Hans zatrzyma? si? zdezorientowany – ta cz??? planu wypali?a, ci?gle ?y?. U?amek sekundy p??niej w powietrzu zad?wi?cza?y ostre sygna?y policyjnego koguta. Najwy?szy czas.
Lynx zamar? za swoim krzakiem zszokowany rozwojem wypadk?w. Jakim prawem n?? odbi? si? od serca ?! Wtedy w?a?nie dotar? do niego d?wi?k kogut?w i przyszed? czas na bardzo powa?n? decyzj?…
Je?li ucieknie teraz, zd??y przemkn?? mi?dzy drzewami i policja nie zd??y go z?apa?. Tak, to dobry plan. Hansa mo?na sprz?tn?? potem. Lynx wsta? i w?a?nie mia? wystartowa?, gdy jego uwag? przyku? pod?u?ny, czarny przedmiot le??cy pod nogami niedosz?ej ofiary. N??. Niech to! Nie mia? kontaktu z krwi?, nie zd??y? sublimowa?. To teraz jedyny, ale jak?e wa?ny dow?d przeciwko niemu. Nie m?g? pozwoli?, ?eby ta zabaweczka dosta?a si? w r?ce ?ledczych. Musi go odzyska?. Policjanci pod domem ju? wysiadali z radiowoz?w, ale Lynx zd??y? ju? podj?? decyzj?. Nag?ym susem wyskoczy? z krzak?w wyjmuj?c zza pasa kr?tki miecz. Skoro i tak go z?api?, r?wnie dobrze mo?e wykona? ju? swoj? robot?… Ch?opak wyl?dowa? tu? przed Hansem i si?gn?? po n?? wykonuj?c jednocze?nie na o?lep gwa?towne ci?cie w stron? gard?a m??czyzny. Lynx poczu? na d?oni gor?c? ciecz i ju? wiedzia?, ?e wykona? zlecenie. Szybkim ruchem podni?s? si? i trzymaj?c w jednej r?ce n??, a w drugiej zakrwawiony miecz rozejrza? si? wok??.
3 pistolety. Trzech policjant?w. I wszystkie lufy wycelowane w g?ow? Lynx’a, gotowe do strza?u. Wi?c to ju? koniec… W?a?ciwie m?g? jeszcze spr?bowa? zaatakowa? funkcjonariuszy – przy swoich umiej?tno?ciach powinien da? rad? ich zabi? – ale wiedzia?, ?e to nie ma sensu. Ca?y dom by? otoczony przez radiowozy. Cholera. Powoli, jakby sam nie do ko?ca wierzy? w to, co robi, Lynx upu?ci? bro? i podni?s? r?ce do g?ry. Na twarzy policjant?w wida? by?o wyra?n? ulg?: wiedzieli ju? widocznie, z kim maj? do czynienia; wiedzieli, ?e w ka?dej chwili mogli zgin??. Nie zgin?li. Najbardziej nieuchwytny zab?jca w Europie, a mo?e i na ?wiecie by? w?a?nie prowadzony do radiowozu z kajdankami na r?kach i nogach.
Czy tak umiera?a legenda…?

Praca numer 12:
?owcy Smok?w – Ostatnia dynastia
Jest gor?cy s?oneczny dzie? a ch?opiec o imieniu Huali znalaz? na strychu dziwny pami?tnik, w kt?rym by?o napisane ,, ?owcy Smok?w, dzi? mija kolejny upalny dzie?, od tygodnia nie pada? deszcz, ?aden smok si? nie pojawi?. Co to znaczy?’’ Wtedy Huali przewr?ci? kilka kartek dalej zobaczy? zdj?cia smok?w i opisy a? na ko?cu ostatni wpis, a brzmia? on tak ,, Dzi? urodzi? si? nasz synek, nosi imi? Huali od Hawaii my?l?, ?e b?dzie dobrym synem kiedy ja wyrusz? na wypraw? w poszukiwaniu Niebia?skiego Smoka. To chyba ostatnie zlecenie wi?c wyrusz?, do krainy … gdzie lodem zakuta i nie gdzie nie na piasku wody tam pod ciep?em jest bardzo du?o … ‘’. Huali mia? 16 lat i by? ju? prawie doros?y nosi? ma?e niebieskie spodenki z dziurami. By? biedny utrzymywali si? z malutkiego mo?na by powiedzie? hotelu. Huali szybko z bieg? po zakr?conych schodkach na d?? do swojej mamy. Jego mam mia?a na imi? Isura. Nosi?a blond w?osy. Pracowa?a jako gosposia.
- Mamo czemu nie powiedzia?a? mi, ?e jestem ?owc? smok?w i ?e tata nie wyruszy? szuka? pracy tylko zabi? smoka tu jest wszystko napisane. – krzykn?? g?o?no Huali
- Huali wiesz dobrze, ?e nie mog?am ci powiedzie? prawdy. Jeste? jeszcze za m?ody na wypraw i na pewno chcia?by? szuka? taty. – powiedzia?a mama.
- To teraz b?d? pewna, ?e odnajd? tat? i tu wr?c? wraz z nim – odpowiedzia? g?o?no Huali
- Dobrze je?li tego chcesz. Ojciec wiedzia?, ?e dowiesz si? kiedy? zostawi? ci miecz i ksi??k?, w kt?rej by?o napisane jak umiej?tnie walczy?. Po?wicz przez ten tydzie? i jak b?dziesz gotowy do wymarszu zostaw kartk? … a i jeszcze co? to naszyjnik, s?u?y jako amulet na szcz??cie. Je?li b?dziesz mia? k?opoty wypowiedz te s?owa ,, …pomocy smok nadchodzi „. – powiedzia?a spokojnie ale we ?zach matka.
Huali przez ca?y tydzie? przygotowywa? si? do pojedynku ze smokiem. Trenowa? dzie? i noc. By? bardzo wyczerpany dopiero w ostatni dzie? tygodnia odpocz??. By?a noc ciemna noc gdy Huali spakowa? wszystkie rzeczy. Napisa? mamie kartk?, ?e odchodzi zostawi? j? w kuchni i cichutko na paluszkach wyszed? z domu.
Szed? przez ciemny las, by?o bardzo zimno ale nie przestawa? i?? wierzy?, ?e dotrze. Id?c widzia? prze r??ne rzeczy tj. gadaj?ce drzewa, kr?liki bij?ce si? ?apkami. Niekt?re rzeczy ?mieszy?y go. Po godzinie w?dr?wki spostrzeg?a chat?. Zapuka? i us?ysza? dziwny g?o?:
- Kto tam AGH… No Kto tam pf…
- Hauli szukam ojca, jestem ?owc? smok?w. – powiedzia? ch?opiec.
Drzwi powoli si? otworzy?y. Hauli zobaczy? bobra stoj?cego w drzwiach. B?br zaprosi? ch?opca do ?rodka tam ka? sobie t?umaczy? co si? sta?o poniewa? bobry zna? ojca Hauli. Po ci??kiej nocy Hauli z samego rana wyszed?, zostawi? tylko kartk? z podzi?kowaniami.
Ch?opiec wiedzia? ju? jak ma i??. Wiedzia?, ?e jest ju? bliski. Po paru godzinach dotkn?? go ch??d i zobaczy? spadaj?cy ?nieg. Dobrze, ?e bobry da?y mu ciep?e ubrania na drog?. Hauli szed? i szed? a? zobaczy? jaskini?. Postanowi? wej?? do niej. W ?rodku by?o ciemno. Poszuka? gdzie? czego? w rodzaju nie zapalonej pochodni. Po chwili ujrza? ognisko. Powoli nie zaspokojony kroczy? w przed siebie. Na dworze rozp?ta?a si? zamie? ?nie?na. Gdy by? ju? bardzo blisko zobaczy? swojego ojca, kt?ry z g?odu zemdla?. Szybo podbieg? do niego i wyj?? z plecaka wod? i kanapk? oraz miecz, kt?ry po?o?y? ko?o siebie. Napoi? ojca i rozwi?za? ze sznur?w to go nie zaspokoi?o przecie? smok nie m?g? zawi?za? sam cz?owieka. Po godzinie jego ojciec zacz?? si? budzi?.
- Tato boli ci? co?? – zapyta? Huali
- Nie nic. Synu jak mnie odnalaz?e?? Prosz? schowaj si? oni zaraz przyjd?. Podaj m?j miecz. Le?y tam – i wskaza? ciemny i oble?ny k?t.
Huali nic nie m?wi?c poda? miecz swojemu ojcowi i schowa? si?. Po dobrej godzinie. Kto? wszed? do groty. By? to ciemny m??czyzna. Nie pozna?em go od razu ale by? to nasz s?siad, kt?rego zawsze si? ba?em. Za nim wszed? niewielki smok.
- No i co dzi? nadszed? czas twojej ?mierci. Ja dzisiaj zabij? ?owc? i smoka. Nast?pnie wypij? t? krew i b?d? nie ?miertelny. Buhahahahah… - powiedzia? g?o?no m??czyzna.
Gdy podszed? on do mojego ojca smok zion?? ogniem wtedy ciemny pan odci?? dla smoka g?ow? i wrzuci? j? do gara. Gdy on to robi? ojciec Huali wsta? i przy?o?y? miecz do jego szyi. Huali wybieg? i zwi?za? go linami. Zabrali?my go ze sob?. Po drodze Huali us?ysza? dziwne d?wi?ki podni?s? g?ow? do g?ry i ujrza? smoka. Po woli powiedzia? to wszystko tacie. Ojciec zostawi? morderc? smoka i zacz?? ucieka? smok zjad? ciemnego m??czyzn? i zacz?? zion?? ogniem. Tato popchn?? mnie do jaskini. Zacz??a toczy? si? walka. Ojciec Huali przegrywa? wtedy dopiero przypomnia?em sobie, ?e mam naszyjnik. Wzi??em go i wypowiedzia?em s?owa ,, pomocy smok nadchodzi’’ Naszyjnik si? za?wieci?. Z nieba zacz?li nadlatywa? inni pogromcy smok?w, przyjaciele taty. Po d?u?szym czasie smoka nie by?o wszyscy podzi?kowali sobie. Ja szybko pobieg?em do taty opowiedzia?em co i jak. Wr?cili?my do domu.
Tata powiedzia?, ?e mog? zosta? ?owc?. Wieczorem dosta?em wiadomo??, ?e za schwytanie gro?nego z?odzieja dostali?my 5 milion?w dyng?w, i by?o co? tam jeszcze. Wzi??em to nawet nie wypakowuj?c. W domu powiedzia? wszystko tacie tam okaza?o si?, ?e w skrzynce le?a?a te? licencja na ?owc? smok?w. Huali ucieszy? si? i tam ca?a ich rodzina ?y?a d?ugo i szcz??liwie.


Serdecznie zach?cam do g?osowania wszystkich u?ytkownik?w!
 

Larris

Advanced User
Joined
Oct 4, 2008
Messages
158
Reaction score
15
Odp: II Konkurs Literacki - G?osowanie

Spodoba?a mi si? praca numer 6, czytaj?c j? naprawd? uda?o mi si? wczu? w klimat i wyobrazi? sobie jak to wszystko si? dzia?o. By?o to jak 'wspania?y film'. Moja odp. to praca nr. 6
 

Viktor

ch?opiec z kijem ரு
Joined
Apr 11, 2008
Messages
171
Reaction score
60
Odp: II Konkurs Literacki - G?osowanie

Zdecydowanie praca nr 8.

Praca co prawda calkiem dluga, (w porownaniu do reszty) ale nie jest nudna. ;]
Nie jest to zadna bajka, ani inny wymysl oraz jest w niej troche troche staropolskich zwrotow. No i nawet zbednych dialogow nie bylo. ;]

+ ten genialny tekst:
Jad?c w nieznanym kierunku my?la?em tylko o jednej rzeczy - mog?em kurwa przespa? si? w tych krzakach.
 

Debski

Senior User
Joined
Apr 16, 2008
Messages
1,491
Reaction score
266
Odp: II Konkurs Literacki - G?osowanie

Praca nr. 8

Praca nr. 8 najbardziej mi si? spodoba?a
fajnie si? czyta?o i ten fragment kt?ry wypisa? "Viktor"
oddaj? g?os na prac? nr. 8
 

luromir

Active User
Joined
Oct 19, 2008
Messages
103
Reaction score
9
Odp: II Konkurs Literacki - G?osowanie

G?osuj? na prac? numer 4
Autor do ko?ca trzyma w napi?ciu i dop?ki nie sko?czy?em my?la?em o czym? zupe?nie innym, innymi s?owy zboczonym ;P.
Trzeba mie? ciekawy pomys? na poprowadzenie tak dialogu ?eby do ko?ca nie by?o si? pewnym o czym czytasz.
Naprawd? gratulacj? za pomys? dla autora pracy numer 4

#Edit

A dlaczego nie pasuje do konkursu?
Skoro zostaolo to zatwierdzone przez jury nie ?amie regulaminu i jest odpowiednie do konkursu.
 
Last edited:

brodaiwasy

User
Joined
Sep 17, 2008
Messages
18
Reaction score
1
Odp: II Konkurs Literacki - G?osowanie

Powiem tak. Czytanie tych prac zaj??o mi nie ma?? ilo?c czasu ,ale nie ?a?uje. Najbardziej spodoba?a mi si? praca nr.8 By?a dosyc d?uga ale ciekawa. i najbardziej przypad?a mi do gustu. Autor w?o?y? pewnie w ni? du?o pracy. :up:
 

Miki

HardcorowyKoksu
Joined
Jun 27, 2008
Messages
1,302
Reaction score
226
Age
30
Odp: II Konkurs Literacki - G?osowanie

Waha?em si? nad 4 za humor tego opowiadania, a 8 za jego tre??. Jednak po d?u?szych przemy?leniach wybra?em 8. Dlatego, ?e j?zyk mi si? spodoba? tego opowiadania. Sam bardzo lubi? star? polszczyzn?, a tutaj tego nie brakowa?o. Jak i humoru te? nie brakowa?o, co mo?na potwierdzi? cytatem kt?ry zamie?ci? Viktor. Opowiadanie tamto nawi?zuje do naszego kraju za co tak?e jest plusik, jak i ukazuje, ?e nie ka?dy jest bohaterem i, ?e nie ka?dy nim musi by?.

G?os na 8.

Pozdrawiam.
 
E

Ewande

Guest
Odp: II Konkurs Literacki - G?osowanie

Praca nr 9: to? to rozprawka, nie opowiadanie :|;
Ju? pr?dzej artyku? z elementami rozprawki, bo rozprawk? tego nazwa? nie mo?na.
Praca nr 10: kolejne jakie? przem?wienie czy co? takiego..;
Temat jest ?le sformu?owany (je?li chcia?by pisa? rozprawk?, to powinien on brzmie? 'Jaki wp?yw na ?ycie cz?owieka wywiera Internet?'), ale od biedy mo?na to podci?gn?? pod rozprawk? indukcyjn?.
Tyle w ramach sprostowania od cz?onka jury. ;]
 

bialy958

User
Joined
Apr 5, 2008
Messages
20
Reaction score
3
Odp: II Konkurs Literacki - G?osowanie

G?osuj? na prac? numer 4.
?mieszny dialog i autor mia? ciekawy pomys?.
 

Simivar

Senior User
Joined
Jul 7, 2008
Messages
1,200
Reaction score
131
Odp: II Konkurs Literacki - G?osowanie

G?osuj? na opowiadani nr. 8, jest wg. mnie najlepsze z wszystkich tu zaprezentowanych.
 
N

Napster

Guest
Odp: II Konkurs Literacki - G?osowanie

R?wnie? g?osuj? na prac? nr 8. Opowiadanie jest bardzo rozbudowane, temat dobry, chocia? w niekt?rych momentach mnie przynudza?. Tak czy inaczej, dla mnie jest to najlepsza praca spo?r?d tu przedstawionych.
 

Magic

3+3=3!
Joined
Aug 4, 2008
Messages
1,338
Reaction score
180
Odp: II Konkurs Literacki - G?osowanie

8 Praca jest wed?ug mnie najlepsza... gwara, taka mi?a atmosfera ;-)
 

Icarius

New User
Joined
Mar 14, 2009
Messages
5
Reaction score
3
Odp: II Konkurs Literacki - G?osowanie

Oddam sw?j g?os na nr. 8

W?a?ciwie nie wiem po co argumentowa? wybra?em dlaczego w?a?nie to opowiadanie.

?atwiej powiedzie?, kt?re nie zas?uguj? na udzia? w konkursie:

12 - Suche opisy.
Po d?u?szym czasie smoka nie by?o wszyscy podzi?kowali sobie. Ja szybko pobieg?em do taty opowiedzia?em co i jak. Wr?cili?my do domu.
Tata powiedzia?, ?e mog? zosta? ?owc?.
Tyle.

11 - Ach, ten 17-letni morderca...
9 i 10 - typowe prace pisane do szko?y, wys?ane na konkurs na najlepsze opowiadanie, bo autor zapewne nie potrafi? napisa? nic tw?rczego.

7 - To chyba jaka? "opowie??" czy "przygoda". Kr?tkie, nudne, marnie napisane...

6
- Odrzuci?o mnie:
z jego k??w pociek?a ?wietlista ma?? – trucizna.

5 -
Razem z elfk? o imieniu Kyria, pobiegli?my szuka? armii i do??czy? do niej, by walczy? w imi? kr?la.

A poza tym zbyt Tibijskie.

4 - Dialog. Zabawny, ale jednak dialog.

3 - Opis.
Lepiej jest zdoby? szacunek koleg?w i wylecie? ze szko?y, czy tam pozosta? ale sta? si? konfidentem?
Kto to do cholery jest ten konfident?
Nie u?ywajmy "wielkich" s??w do opisywania "ma?ych" czynno?ci...

2 - Kr?tkie, marne opisy
1 -
Co prawda ?o?nierzy mieli znaczn? przewag? liczebn?, lecz walczyli s?abiej

I inne kwiatki...
 
Status
Not open for further replies.
Top