TTomo
New User
- Dołączył
- Wrzesień 17, 2011
- Posty
- 5
- Liczba reakcji
- 0
Witam jest to moje pierwsze opowiadanie. Wcze?niej ju? troch? pisa?em, ale teraz postanowi?em zacz?? od nowa. Ci?g dalszy uka?e si? niebawem.
No teraz nawet mi si? zacz??o podoba?, ale dzisiaj ju? niestety wi?cej nie napisze. Przepraszam, ?e wczoraj nie by?o obiecanej czwartej cz??ci, ale mia?em niezapowiedzian? imprez? i krucho by?o z czasem, ale za to je?eli jutro b?d? mia? si?? to napisze mo?e jak?? kr?tk? cz???. Jako wynagrodzenia ta cz??? jest chyba troch? d?u?sza.
Pierwsza cz???
By? ch?odny, pa?dziernikowy poranek. Franicszek szed? jak codzie? do pracy.
Pracowa? w kopalni. S?o?ce wstawa?o, niebo mieni?o si? wieloma kolorami, a na horyzoncie wida? ju? by?o wielki szary budynek - miejsce pracy Franciszka. Pracowa? on tam od dziesi?ciu lat. Jak na g?rnika by? dobrze wykszta?cony, sko?czy? studia, obroni? prac? magistersk?, ale ?ycie w dzisiejszych czasach nie jest ?atwe i dosz?o do tego, ?e magister informatyki musi pracowa? w kopalni.
Przy zak?adzie pracy panowa?a cisza. S?ycha? by?o tylko rozmowy g?rnik?w, kt?rzy w?a?nie ko?czyli nocn? zmian?. Zapowiada? si? kolejny nudny dzie? w kopalni, t?uczenia kilofem w ska??.
Franciszek jak zwykle, wszed? do szatni, gdzie na suszarkach wisia?y rzeczy innych robotnik?w. Podszed? do swojej szafki. Wyci?gn?? ubrania, kask i kilof oraz pare innych narz?dzi. Przebra? si? i wyszed? do g??wnej hali. Tam czekali ju? na niego koledzy ze zmiany.
- Co? to dzisiaj si? zaspa?o co Franiu? - ?artobliwie zapyta? jeden z nich
- Aaa tam, ci??ka noc, wiesz jak jest. - odpowiedzia? i wszyscy razem weszli do windy.
W kopalni by?o ciemno, korytarz o?wietla?y jedynie nieliczne lampy oraz latarki na kaskach g?rnik?w. Jechali wagonikami na wyrobisko. Z oddali ju? dochodzi?y d?wi?ki pracuj?cych maszyn.
Franek siedzia? w wagoniku z parom kolegami. Zamkn?? na chwil? oczy. Gdy je otworzy?
ze zdumieniem spostrzeg?, ?e jest sam w kolejce. Nie ma tu nikogo poza nim.
- Ej, ch?opaki gdzie jeste?cie, to nie jest ?mieszne. - krzykn??
Nikt nie odpowiedzia?, p??niej zda? sobi? spraw?, ?e nie mogli wyj?? bo kolejka wci?? si? porusza?a. Przerazi? si?. Przedosta? si? do ma?ej lokomotywy i pr?bowa? zaci?gn?? hamulec. Bezskutecznie. Przed sob? widzia? ma?e ?wiate?ko, mia?o ono lekk? fioletow? po?wiat? i ci?g?e si? zbli?a?o. Wagoniki przyspiesza?y. Po kr?tkiej chwili dotarli do ?wiat?a. ?wiat?o by?o bardzo jasne. Potem Franciszek straci? przytomno??.
Gdy si? obudzi?, ?e zdumieniem spostrzeg?, ?e nie jest ju? w kopalni. S?ysza? strza?y i wybuchy. Na sobie mia? zbroj? i he?m, takie o jakich czyta? czasami w powie?ciach science-fiction.. Le?a? ziemi a wko?o niego biegali jacy? ludzie ubrani podobnie do niego.
- David! Wstawaj, wstawaj stary! - kto? nagle krzykn?? i wyrwa? go z tego letargu.
- Co? Kim jeste?? Gdzie ja jestem?
- Jak to ku*** gdzie jeste?? Na Wojnie! Wstawaj stary ?ap blaster i napie******.
- Co? Jak to? Ja jestem g?rnikiem by?em w kopalni. - odrzek? zdezorientowany
- Oho, to trafienie chyba ci nie?le we ?bie przewr?ci?o. - rzek? zak?opotany ?o?nierz
- Medyk, medyk!
- Tylko to us?ysza? Franek, potem widzia? ju? tylko zarys postaci, kt?ra do niego podchodzi i gdzie? go zabiera.
- Gdy si? obudzi? strasznie bola?a go g?owa, nie mia? ju? na sobie zbroi. Le?a? na ???ku wok?? niego nikogo nie by?o. Pok?j, w kt?rym si? znajdowa?, by? dobrze o?wietlony, ale nieliczne meble, kt?re w nim by?y wygl?da?y dziwacznie. M?g? tylko zobaczy? na nich logo, skrzyd?a ze skrzy?owanymi czarny pistoletami oraz pod spodem napis: "GAW". Nie wiedzia? co oznacza ten skr?t. Postanowi? wsta?. Podszed? do okna i stan?? jak wryty. To co zobaczy? przyprawi?o go o dreszcze. Znajdowa? si? w gigantycznym mie?cie. Wok?? budynku w kt?rym on si? znajdowa? lata?o pe?no dziwacznych pojazd?w. Same budynki by?y tak wysokie, ?e nie m?g? zobaczy? ich spodu. Wtem otworzy?y si? drzwi i do pokoju wesz?y dwie osoby:
- Panie sier?ancie, prosz? si? po?o?y?! - us?ysz?? twardy m?ski g?os
Franciszek obr?ci? si? i zobaczy? dwie osoby, jedna ubrana by?a w bia?y fartuch z czerwonym krzy?em. Domy?la? si?, ?e jest to pewnie lekarz, a druga posta? mia?a na sobie mundur. Rozpozna? w nim cz?owieka, kt?ego spotka? gdy si? obudzi? w czasie walki. Do?? ciemna cera, mocne rysy twarzy, lekko spiczasty nos i czarne, kr?tkie w?osy. By? mocno zbudowany, na nogach mia? czarne buty wykonane z dziwnego materia?u.
Franek po?o?y? si? spowrotem do ???ka.
- Wszczepili?my panu implant monitoruj?cy pa?skie funkcje ?yciowe. Je?eli co? b?dzie nie tak prosz? nacisn?? czerowny guzik. - powiedzia? lekarz
Dopiero teraz Franciszek zauwa?y? niewielki czerwony guzik z napisem: "Pomoc".
- Dobrze. - odpar? zdezorientowany.
- Uff stary, ju? si? ba?em, ?e cie si? co? sta?o. Ci durni Arionowie potrafi? nie?le przy?o?y?.
- Jak to gdzie ja jestem? Jacy Arionowie?
- Co ci si? sta?o? Co ty nie pami?tasz? Przecie? by?a wielka bitwa z tymi potworami, ty oberwa?e?, potem zabra? ci? medyk. Naszcz??cie wygrali?my.
- Jak to? Przecie? ja pracuj? w kopalni w?gla i jecha?em wagonikiem do pracy, i nagle wszyscy moi koledzy znikn?li a ja wjecha?em w dziwne ?wiat?o i straci?em przytomno??.
- Jakiego w?gla? Co ty wog?le gadasz? W?gla nie ma na ziemi od 500 lat. Ostatnie jego z?o?a dawno si? sko?czy?y. To trafienie naprawd? nie?le ci poprzewraca?o we?bie.
- Jak to nie ma? Kt?ry mamy rok?
- 2569.
- Co!? Przecie? ja si? urodzi?em w 1975! Jak to mo?liwe?
- Oj David, David, Taki stary to ty jeszcze nie jeste?.
- Jaki David? Ja nazywam si? Franciszek. Franciszek Kosocki.
- Haha dobre, dobre. Przesta? sobie ju? robi? jaja i zejd? na ziemi?. Nazywasz si? David Mool i jeste? sier?antem elitarnej jednostki Galaktycznej Armi Wyzowlenia, Fast Reaction Group.
- To niemo?liwe. Ja pracowa?em w kopalni, mieszka?em w Polsce. Mam 37 lat.
- Po pierwsze to masz 27 lat, a po drugie kiedy? faktycznie czyta?em histori? i o kraju takim jak Polska wiem tylko tyle, ?e upad? w 2020 roku bo by? ?le rz?dzony i podbi?y go wojska niejakiego San Marino, ale to by?o bardzo dawno.
- Co? To niemo?liwe?
- Dobra, dobra widz?, ?e si? nie dogadamy. Prze?pij si? to mo?e co? sobie przypomnisz. - powiedzia? m??czyzna w mundurze i razem z lekarzem wyszli. Dopiero teraz Francieszek zauwa?y?, ?e do pokoju prowadz? rozsuwane do g?ry i na d?? stalowe drzwi. W g?owie mia? m?tlik. Nie wiedzia? co si? z nim sta?o, nie wiedzia? gdzie jest. By? zagubiony.
Ci?g dalszy nast?pi...
Sorry za par? niecenzuralnych wyraz?w, ale to tak dla wi?kszej dramaturgii.
Druga cz???
Franciszka ze snu wyrwa? g?os.
- Panie sier?ancie, panie sier?ancie. Jak si? pan czuje?
- Dobrze, ale czy m?g?by? mi przynie?? co? do picia.
- Oczywi?cie, zaraz wracam.
Po czym lekarz wyszed?. Franek ju? nie wiedzia? co si? z nim dzieje. Zaczyna? mie? w?tpliwo?ci kim jest. Wszyscy tutaj m?wili do niego: "Panie sier?ancie", a tamten cz?owiek, kt?ry przedstawia? si? jako jego kolega, by? ?wi?cie przekonany, ?e ma na imi? David. Ju? nie wiedzia? co o tym my?le?. Nie mia? poj?cia co si? sta?o.
Jego rozmy?lania przerwa?o wej?cie lekarza nios?cego szklank? z wod?.
- Prosz? bardzo. Czy jeszcze czego? panu trzeba?
- Nie, chocia? wie pan mo?e kim jest ten cz?owiek w mundurze, kt?ry wczoraj u mnie by??
- Tak, to sier?ant Orest McKay, s?u?ycie jednej jednostce.
- Mo?e pan go zawo?a??
- Oczywi?cie, ju? po niego id?.
Lekarz wyszed? i Franek zosta? sam. Postanowi?, ?e dowie si? wi?cej o postaci w kt?ra si? wcieli?, nie b?dzie si? dalej upiera ?e nazywa si? Franciszek Kosocki. Spr?buje wcieli? si? w sier?anta Davida Mool'a, bo w tej chwili chyba nie ma inego wyj?cia.
Le?a? tak i rozmy?la? jeszcze kr?tk? chwil?. Po chwili wszed? lekarz razem z sier?antem McKay'em.
- Witaj David, jak si? czujesz?
- Dzi?ki, dobrze Orest.
- I jak tam co? sobie przypominasz?
- Niezabardzo, ale tak sobi? my?l?, ?e m?g?by? mi cos opowiedzie?.
- Jasne, ?adne problem, mamy teraz du?o czasu, bo nasza jednostka aktualnie nie ma ?adnych zada?.
McKay opowiada? o tym jak si? poznali, ile bitwe stoczyli, jak David raz uratowa? mu ?ycie, o Zjednoczonych Stanach Galaktycznych - kraju w kt?rym obecnie si? znajduj?. Powiedzia? mu tak?e, ?e w?adz? w wi?kszo?ci galaktyki teraz sprawuj? Arionowie i ?e stanowi? powa?ne zagro?enie dla istnienia tego kraju.
- A kim s? ci Arionowie? - z zaciekawieniem pyta? Franciszek
- Nie kim, ale raczej czym. To krwio?ercze bestie, bardzo szybko si? rozmna?aj?ce, kt?e niszcz? wszelkie ?ycie, kt?re napotkaj? na swojej drodze. My walczymy z nimi od dawna, ale nasza planeta jest obl??ona. Nie znaj? one lito?ci, nie czuj? strachu. S? ich niezliczone zast?py i z ka?d? chwil? jest ich coraz wi?cej.
- Chyba do?? si? dzisiaj nas?ucha?em. Jestem troch? zm?czony. - Franciszek chcia? ju? sko?czy? t? rozmow? i przemy?le? swoj? sytuacj?.
Orest wychodzi? i na odchodne rzuci?
- Pami?taj, ?e twoja ?ona i dziecko czekaj? na ciebie.
Franek zaniem?wi?.
- To ja mam ?on? i dziecko? - krzykn?? do McKay'a
- Jasne, ?e masz my?la?em, ?e o tym to pami?tasz. - odpowiedzia? i wyszed? z pokoju.
Ta wiadomo?? bardzo go przygniot?a. W swoim poprzednim ?yciu, bo tak teraz nazywa? czas kiedy spokojnie pracowa? w kopalni, nie mia? ?ony a tym bardziej dzieci. Teraz tylko bardziej utwierdzi? si? w decyzji, ?e powinien wcieli? si? w sier?anta Davida Mool'a i stawi? czo?a wszystkim przeciwno?ci? jakie zdo?a napotka?. Jako, ?e nie wie zadu?o o swojej postaci postanowi?, ?e b?dzie si? usprawiedliwia? zanikiem pami?ci po trafieniu w g?ow?.
Czu? si? ju? dobrze, troch? bola?a go jeszcze g?owa, ale jako g?rnik by? do tego przyzwyczajony. Dopiero teraz zauwa?y?, ?e jest ca?kiem w innym ciele. W pokoju, na szafce wisia?o lustro. W nim zobaczy?, ?e ma ca?kiem inn? twarz inny kolor w?os?w, tu jest jasnym blondynem, tam jego w?osy by?y czarne. Jest te? o wiele bardziej muskularny i wy?szy. Po tym odkryciu wyjrza? przez okno. Od poprzedniego razu nic si? nie zmieni?o. Jego uwag? przyci?gn??y dwa s?o?ca. Nigdy wcze?niej niczego takiego nie widzia?.
- Pi?kne Nowum mamy, prawda Dave? - odezwa? si? g?os zza plec?w.
David natychmiast si? obr?ci?, zauwa?y? starszego m??czyzn? z siwymi w?sami, w mundurze. Gorzej zbudowanego od jego kolegi Oresta, mniejszego. By? ?ysy, a na jego mundurze znajdowa?o si? wiele medali i odznacze?
.
- Kim pan jest? - zapyta? David
- Haha, s?ysza?em, ?e u ciebie krucho z pamieci?, ale nie s?dzi?em, ?e a? tak! Ja jestem admira? Roger Gilroy, ale to jest wizyta przyjacielska wi?c nie zwracajmy uwagi na stopie?. My?la?em, ?e chocia? starego kumpla to b?dziesz pami?ta?. Znam cie od dziecka. Pami?tam cie jeszcze jako ma?e niemowl?.
David milcza?, a Roger m?wi? dalej.
- Dobrze, ?e nic powa?niejszego ci si? nie sta?o. Mam nadziej?, ?e niebawem wyzdrowiejesz i b?dziesz m?g? wr?ci? do wykonywania zada?. Oczywi?cie,je?eli b?dziesz tego chcia?.
- Wr?c?, napewno.
- Mam tylko nadziej?, ?e nie straci?e? tego "sokolego" wzorku? W jednostce kogo? nam teraz brakuje. Nigdy nie b?dziemy dobrze funkcjonowa? bez ciebie. Jeste? wa?nym cz?onkiem tej "uk?adanki", chyba nikt nie potrafi tak jak ty zagrza? ch?opak?w do walki. Zdrowiej szybko, a ja wracam bo rada na mnie czeka.
- Mam jeszcze jedno pytanie. Czy tu zawsze na niebie s? dwa s?o?ca?
- Nie, to jest Nowum. Zdarza si? to mniej wiecej raz na dziesi?? lat. Najgorsze jest to, ?e wtedy Arionowie s? silniejsi. Potrwa to przez tydzie?, wi?c tym bardziej b?dziemy ciebie potrzebowa?, bo napewno podejm? pr?b? ataku.
- Postaram si? szybko odzyska? si?y.
- Trzymaj si? i do zobaczenia w sztabie.
- Do widzenia Roger.
Tego dnia David mia? jeszcze wielu go?ci. Przychodzili do niego znajomi, oraz koledzy z jednostki. Ka?dy z nich dok?ada? jaki? kawa?ek z historii Dave.
Wieczorem wiedzia? ju? mniej wi?cej kim jest. Wszystko sobie pouk?ada?.
Nazywam si? David Mool. Mam ?one Arlen? i synka Walerego. Mieszkaj? oni w innym mie?cie i przez trwaj?c? wojn? nie mog? si? z nim spotka?.
W jednostce specjalnej s?u?? ju? 9 lat. Mam stopie? sier?anta. Od tego czasu te? znam Oresta McKaya. Admira? Rogera Gilroy by? dobrym znajomych moich rodzic?w, kt?rych zabili Arionowie. Jestem dobrym ?o?nierzem. W jednostce prowadz? sekcj? snajpersk?. Doskonale strzelam i zawsze trafiam w cel. Mam wiernych ?o?nierzy, kt?rzy zawsze mnie wspieraj? i weszli by za mn? nawet w ogie?. Wszyscy bardzo czekaj? na m?j powr?t.
Po tym m?cz?cym dniu, przyzwyczajania si? do nowej to?samo?ci David by? zm?czony, wi?c po?o?y? si? spa?.
Ze snu wyrwa? go g?os lekarza.
- Sier?ancie David, uda?o nam si? po??czy? z pa?sk? ?on?. Mam tu telefon, czy chce z ni? pan porozmawia??
- Oczywi?cie, prosz? mi j? da? - z lekkim wachaniem odpar?
- Halo.
- Oh kochanie to ty! Jak dobrze, ?e nic ci si? nie sta?o. Co u ciebie?
- Wszystko dobrze. Mia?em ma?e k?opoty z pami?ci?, ale ju? wszystko wraca do normy. Przy najbli?szej okazji postaram sie do was dotrze?.
- Koniecznie, Walery ju? bardzo t?skni za tatusiem.
Kobieta wo?a synka.
- Walery przywitaj si? z tat?.
- Taaa! Taaaa! - gaworzy synek
- Cze?? synku. Opiekujesz si? mam??
- Taaaa! Taaaaa!
- To dobrze.
Walery odchodzi od s?uchawki.
- T?sknimy tu obydwoje za tob?. Uwa?aj na siebie i przyje?d?aj do nas jak ...
G?os w s?uchawce urywa si? w p?? zdania.
- Znowu mamy k?opoty z po??czeniem. Czy ?yczy sobie pan aby?my spr?bowali jeszcze raz?
- Nie dzi?kuje doktorze, prosz? si? zaj?? innymi pacjentami.
Le??c w ???ku, David jeszcze d?ugo rozmy?la? o tej rozmowie, po czym strudzony dzisiejszym dniem, zasn??.
Trzecia cz???
Nast?pnego dnia, je?eli tu wog?le mo?na m?wi? o nocy, bo z uwagi na dwa ??o?ca ci?gle jest jasno, obudzi?y go
krzyki i odg?osy strza??w. Natychmiast wsta? i wyjrza? przez okno. Po mie?cie lata?y dziwne stworzenia, jakby owady. Obro?cy za wszelk? cen? starali si? ich powstrzyma?. Nagle drzwi do pokoju si? otworzy?y i wbieg? zdyszany ?o?nierz.
- Panie sier?ancie prosz? ze mn?, jest pan w stanie walczy?? - szybko rzuci? ?o?nierz
- Tak jestem.
- Prosz? za mn?. Szybko. - po czym obaj wybiegli z pokoju.
Na korytarzu kr?ci?o si? wiele os?b. By?o tam wielu rannych, z oderwanymi, albo raczej odgryzionymi ko?czynami, widok ten by? bardzo przygn?biaj?cy, ale oni nie mieli czasu si? roz?ala? nad tymi lud?mi.
Po chwili dobiegli do sali, w kt?rej przy okr?g?ym stole siedzia?o kilku m??czyzn ubranych w mundury z wieloma
medalami i odznaczeniami. David domy?la? si?, ?e musz? to by? jacy? dow?dzcy. Rozpozna? te? w jednym z nich Roger'a Gilroy'a.
- Dobrze widzie? pana na nogach, sier?ancie, kapitan Coldery zaprowadzi pana do zbrojowni.
- Prosz? za mn?. - powiedzia? drobny ?o?nierz ten sam, kt?ry przybieg? po niego do pokoju.
Wyszli z sali i skr?cili w prawo. Zbrojownia znajdowa?a si? niedaleko, ale ci??ko by?o im si? przedziera? przez po?ar, kt?ry w niekt?rych miejscach wzniecali napastnicy, oraz t?umy ludzi biegaj?cych po budynku. Po kilku minutach dotarli do zbrojowni.
Weszli do ma?ego korytarzyk, w kt?rym by?o kilka drzwi, na kt?rych widnia?y tabliczki ze stopniem.
- Prosz? sier?ancie. - Coldery wskaza? Davidowi pok?j oraz poda? klucze do szafki.
- Na pana szafce b?dzie tabliczka z imieniem i nazwiskiem. Jak si? pan przebierze, prosz? zabra? bro? i stawi? si? w sali dowodzenia.
David wszed? do pokoju opatrzonego tabliczk?: "SIER?ANCI". By? to niewelki pokoik, w kt?rym sta?o oko?o dziesi?ciu szafek z imionami. W pokoju zobaczy? Oresta McKay'a oraz dw?ch innych m??czyzn.
- Witamy weterana! Nareszcie na s?u?bie co?
- Jasne, do?? si? nale?a?em.
- No nareszcie gadasz do rzeczy. To jest Harvey Hatchinson, dla przyjaci?? "Ghost", a tamten drugi to Franklin Montgomery. Do jednostki wst?pili niedawno wi?c pewnie ich nie znasz. Panowie - zwr?ci? si? do tamtych dw?ch - To jest David Mool, najlepszy ?o?nierz jakiego znam. Ostatnio mia? problemy z pami?ci?, ale ju? jest w?r?d nas. Do?? gadania, David ubieraj si?, my poczekamy na ciebie w sali dowodzenia. - po czym wszyscy trzej wyszli. David otworzy? szafk?, by?a w niej zbroja, taka sama, jak? mia? na sobie wtedy, gdy pojawi? si? na tej bitwie. Za?o?y? j?, co by?o nielada wyzwaniem, bo w wi?kszo?ci by?a wykonana z twardego metalu. Na naramiennikach mia?a logo GAW, a z przodu
emblemat Fast Reaction Group. W szafce by? te? do?? dziwaczny n??. Zrobiony najprawdopodobniej z diamentu, by? tam te? pistolet, oraz karabin. Na dnie zobaczy? te? kilka kartek, okaza?o si?, ?e jest to instrukcja do pancerza i karabin?w. Dok?adnie j? przeczyta?. Dowiedzia? si?, jak w??czy? noktowizor, wystrzeli? spadochron, aktywowa? maskowanie i par? innych rzeczy oraz poczyta? nieco na temat broni. By?a to bro? laserowa, jego karabin by? do?? d?ugi, wyposa?ony w lunet?. Przy pasku zbroi widnia?o te? kilka granat?w oraz apteczka. Wszystko to by?o nadzwyczaj lekkie, zawsze wyobra?a? sobie, ?e ubi?r ?o?nierza jest bardzo ci??ki, ale ten by? prawie jak zwyk?e ubranie. Tak przygotowany, wyszed? z pokoiku i wszed? na korytarz. W ?cianie na przeciwko zobaczy? wielk? dziur?, a w korytarzu po prawej wielkiego stwora. By? on do?? daleko, ale David m?g? go dok?adnie zobaczy?. By? dwa razy wi?kszy od cz?owieka. Jego wygl?d by? odra?aj?cy. Mia? pot??ne k?y, dwie nogi i dwie mniejsze ko?czyny z przodu zako?czone wielkimi pazurami. Jego cia?a by?o fioletowo czarne, wsz?dzie plu? mazi?, kt?ra mia?a ???to-zielony kolor i by? to, chyba pewienn rodzaj kwasu, bo po ludziach, kt?rzy zostali ni? oblani zostawa?a tylko kupka proszku. Potw?r przypomina?, tyranozaura. Gdy David tak sta? monstrum si? do niego zbli?a?o.
Postanowi?, ?e musi dzia?a?, widzia? jak rozrywa ono pracownik?w oraz rannych, kt?rzy szukali tu schronienia. Przy?o?y? karabin do barku i patrz?c przez lunet? wycelowa? w g?ow?, prosto mi?dzy oczy potwora, kt?ry mia? je niewielkie, ca?e czerwone. Odda? strza?, potw?r zachwia? si? i po chwili run?? na ziemi?. David nie m?g? w to uwierzy?, ale z odr?twienia wyrwa? go znajomy g?os:
- Widz?, ?e kto? tu nie straci? oka. - za potworem zobaczy? McKay'a - w?a?nie mia?em do niego strzela?, a tu cwaniak na mnie spada, prawie mnie przygni?t?. - do?? gadania cho? do sztabu.
Czwarta cz???
Od sztabu dzieli?o ich kilkadziesi?t metr?w, ale z uwagi na napastnik?w, dotarcie do sztabu, zaj??o im sporo czasu.
Gdy tam si? przebili, zobaczyli ?o?nierzy obstawionych wko?o drzwi i uparcie odpieraj?cych ataki nieprzyjaciela.
- Uwaga! - krzykn?? jeden z obro?c?w i strzeli? w kierunku David'a.
Wi?zka lasera przemkn??a mu ko?o g?owy i trafi?a w potwora za nim. David kiwn?? g?ow? w ge?cie podzi?kowania i weszli do sztabu. Tam ju? czekali na nich ubrani w zbroj? genera?owie i admira?.
- Witam was panowie. - zacz?? admira? Gilroy - Arionowie nas atakuj?, tak jak m?wi?em, napewno chc? wykorzysta? Nowum, s? wtedy silniejsi, musimy si? broni?. Skupili oni swoje natarcie na budynku, w kt?rym si? obecni znajdujemy. Utrzymujemy
kontakt z naszymi posterunkami w innych miejscach tego miasta, ale tam narazie jest cicho. Wi?c jeste?my w centrum walki. Nasze zadanie jest proste musimy wyprze? wroga ze szpitala, bo tam masakruje on naszych rannych. Wys?a?em tam ju? oddzia?, ale jak narazie nie mamy od nich ?adnych informacji. McKay, Mool, p?jdziecie razem do dru?yny przydziel? wam jeszcze pi?ciu ludzi. Waszym g??wnym celem jest wyparcie wroga z koszar i poprowadzeniu do walki rekrut?w. Z uwagi na ostatnie problemy zdrowotne sier?anta Mool'a akcj? poprowadzi McKay. Aha, jeszcze jedno, nie dajcie im wedrze? si? do innych budynk?w, a ju? tym bardziej do cywilnych, bo b?dzie masakra. My zostaniemy tutaj i oczy?cimy plac?wk? dowodzenia i lotnisko Zrozumiano?
- Tak jest, sir. - krzykn?li ch?rem i wybiegli z sali
- David - za wybiegaj?cymi krzykn?? admira?
- Tak, sir?
- Trzymaj si? i nie zawied? nas, jakby co jeste?my w kontakcie. - po czym David wybieg? z sali
Do pokonania mieli spory odcinek strasy, bo koszary le?a?y na drugim ko?cu kompleksu, ale im bardziej si? do nich zbli?ali, tym mniejszy op?r napotkiwali. Na korytarzach tworzy?y si? ju? rzeki krwi, zmieszanej ze ?luzem Arion?w, wsz?dzie pe?no by?o trup?w, bardziej lub mniej zmasakrowanych, widok by? okropny, ale oni brn?li dalej, zabijaj?c dziesi?tki przeciwnik?w, sami nie ponosz?c strat.
David przyzwyczai? si? ju? do nowego cia?a, by?o tak jak m?wi? Orest, mia? ?wietne oko i wprawn? r?k?, trafia? prawi? zawsze tam gdzie chcia?. Byli oni dru?yn? snajper?w, zwiadowc?w i sabota?yst?w, nie byli wi?c perfekcyjni w walce w w?skich korytarzach i pomieszczeniach, ale znajdowali si? w warunkach ekstremalnych i musieli da? rad?.
Po godzinie przedzierania si? przez hordy nieprzyjaciela dotarli do koszar, drzwi by?y nieruszone, ale wida? by?o na nich kilka zadrapa?, a wok?? le?a?o kilku zabitych nieprzyjaci??. McKay podszed? do drzwi i wklepa? kod. Rekruci, kt?rzy byli w ?rodku na d?wi?k otwieranych drzwi podnie?li bro? i wycelowali w drzwi, ale gdy zobaczyli swoich, z ich twarzy znikn??o przera?enie.
- Witam"panie", zabunkrowali?cie si? tu, ?e nawet sam Belzebub by was nie wykurzy?. Chod?cie z nami jeste?cie potrzebni gdzie indziej.
Rekrut?w by?o oko?o dziesi?ciu, na widok dw?ch tak os?awionych wojak?w, na ich twarzach zago?ci? u?miech.
- Dobra panowie mamy zadanie do wykonania. Trzeba oczy?ci? ca?e koszary i potem przedosta? si? spowrotem do...
Urwa? w p?? zdania bo w tej chwili co? wybuch?o i ca?y budynek dr?a?.
- ... no to jak wcze?niej m?wi?em, musimy przebi? si? spowrotem do sztabu. Powiem kr?tko, nasza sytuacja jest beznadziejna, a tym bardziej, ?e nie wiemy co to tak pier*******.
- Z sier?antem McKay'em i Mool'em my nawet do piek?a p?jdziemy krzykn??o paru rekrut?w.
By? to dow?d jak obecno?? dobrych dowodzc?w wp?ywa na morale ?o?nierzy. Wida? by?o po nich, ?e rw? si? do walki, czekaj? tylko na rozkaz, aby roznie?? wroga.
- Ciesz? si? wam, ?e tak wam do bitki ?pieszno, ale spokojnie, wr?g ma przewag? liczebn?, wi?c ka?dy cz?owiek mog?cy unie?? bro? jest na wag? z?ota. We?cie te? kilka zapasowych karabin?w, na wypadek jakby?my spotkali w koszarach kogo? jeszcze.
Po czym wyszli z sali. Koszary by?y puste, spotkali w nich tylko kilku przera?onych rekrut?w, kt?rzy odzyskiwali ch?ci do walki na ich widok.
Gdy tak oczyszczali z nielicznych grupek nieprzyjaciela skrzyd?o budynku, David przez wyrw? w ?cian? zobaczy?, ?e spora cz??? przeciwleg?ego skrzyd?a znikn??a. (budynek by? wybudowany na planie p???uku) By?a tam poprostu wielka, czarna dziura.
- O cholera, Orest cho? to zobacz.
- Co?
- Chod? zobacz.
Orest oraz kilku innych ?o?nierzy podesz?o do dziury w ?cianie. M??czy?ni stan?li jak wryci. Do rozwalonego budynku podlatywa?y statki nieprzyjaciela wysadzaj?c kolejnych Arion?w.
- Musimy szybko si? tam dosta? i sprawdzi? co si? sta?o ze sztabem. Znajd?cie te? jakie? pomieszczenie, z kt?rego mo?na by spr?bowa? si? z nimi skontaktowa?. W pobli?u znajdowa? si? pokoik stra?nika, by?y one rozmieszczone na ka?dym pi?trze, co kilkadziesi?t metr?w. Teraz by?y puste, bo stra?nicy zostali zabici, lub walczyli w innym skrzydle. David oraz Orest weszli do jednego z nich. Po kilku nieudanych pr?bach kontaktu, darowali sobie ten spos?b.
- Szkoda na to czasu. My tu pitu pitu, a tam gin? ludzie. Chod? David, trzeba nakopa? tym robakom.
No teraz nawet mi si? zacz??o podoba?, ale dzisiaj ju? niestety wi?cej nie napisze. Przepraszam, ?e wczoraj nie by?o obiecanej czwartej cz??ci, ale mia?em niezapowiedzian? imprez? i krucho by?o z czasem, ale za to je?eli jutro b?d? mia? si?? to napisze mo?e jak?? kr?tk? cz???. Jako wynagrodzenia ta cz??? jest chyba troch? d?u?sza.