Nie sadzilem, ze kiedykolwiek moglbym nawet cos takiego pomyslec, a co dopiero napisac... Wrocilem ponownie w kilka miejsc - raz z nudy, potem juz z sentymentu, a w miedzyczasie smignelo mi przed oczami wiele zabawnych momentow. Przynajmniej w paru pojawilo sie slowo Slythia, wiec znow wszedlem w twe bitowe odbicie i widze, ze od dawna nie ma Cie po drugiej stronie. Pomyslalem, ze choc jest ze mnie kawal gruboskornego chama, to nietaktem byloby wyjscie bez pozostawienia sladu obecnosci. Mysle tez, ze warto - chocby dla uciszenia wlasnego sumienia - przeprosic i podziekowac za poswiecony mi czas. Taki wyciagnalem przykry wniosek, ze latwiej zapomniec o czyims istnieniu niz zapomniec komus jego winy.