What's new

hobbit czyli tam i z powrotem

Status
Not open for further replies.

Grey Fox

Active User
Joined
May 31, 2010
Messages
127
Reaction score
2
Ostatnia cz??? pami?tnika Bilba Bagginsa
Ja Bilbo Baggins spisuj? w tej ksi?dze przygody swoje, kt?re mnie w drodze do dworu zacnego Elronda w Rivendell przywiod?y. Jest to ju? by? mo?e przyg?d moich ksi?ga ostatnia, wiek bowiem ci??y na mnie, i czuj?, ?e dni przyg?d moich ju? si? dope?ni?y. Te za?, kt?re w tej ksi?dze spisuj?, nie mog? by? przyr?wnane, do przyg?d siostrze?ca mojego, Froda, kt?re w innej ksi?dze i w innym czasie spisane zosta?y.
Je?liby? jednak, drogi czytelniku skuszony nazwiskiem Bagins, kt?re m?j siostrzeniec z taka dum? w ?wiecie rozs?awi?, zechcia? zapozna? si? z t? opowie?ci?, wiedz, ?e wielk? przyjemno?? mi sprawisz. Czytaj, mo?e chocia? ty zrozumiesz moj? opowie??.
Po opuszczeniu zacnego Shire’u i pozostawieniu na barkach mego siostrze?ca ca?ego rozgardiaszu (Och, gdybym wtedy wiedzia? jaki to rozgardiasz mu pozostawiam, pewnie nigdy bym w t? podr?? nie wyruszy?), nie bardzo wiedzia?em co b?d? dalej robi?. ?atwo jest bowiem opowiada? wszystkim, nawet kochanemu Gandalfowi, jak to bardzo pragnie si? przyg?d, o wiele trudniej jest jednak te przygody prze?ywa?. Na szcz??cie kompania by?a weso?a, a moi, tak rzadko widywani przyjaciele mieli mi tyle do opowiedzenia. Poza tym droga by?a prosta, wi?c liczy?em, ?e tak jak dawniej przygoda sama mnie odnajdzie.
Nie od razu skierowa?em si? te? w stron? Rivendell. Jakie? przedziwne przeczucie m?wi?o mi, ?e przyjdzie mi ju? na zawsze po?egna? si? z t? ukochan? krain?, w kt?rej prze?y?em ca?e moje dzieci?stwo, i gdzie za wyj?tkiem mojej pierwszej wyprawy sp?dzi?em ca?e swoje doros?e ?ycie. W?drowali?my wi?c z moimi towarzyszami po okolicznych wzg?rzach i lasach, sypiaj?c pod go?ym niebem lub w ukrytych elfich dworach. By?y to pi?kne dni, s?o?ce ?wieci?o jasno, nie na tyle jednak, ?eby dawa?o si? odczu? jakiekolwiek zm?czenie.
Kiedy teraz o tym pomy?l?, zastanawia mnie, ?e nie dostrzeg?em wtedy tych wszystkich oznak nadchodz?cych k?opot?w. Nigdzie po drodze nie widzieli?my obcych, ani te? ?adnych dziwnych stwor?w. Kiedy teraz przyr?wnuj? tamte dni do moich poprzednich przyg?d, widz? wyra?nie, ?e by?o wtedy wr?cz nudno. My?l?, ?e gdy nie m?j podesz?y wiek i nawyki osiad?ego i wygodnego ?ycia, to zaraz zaproponowa?bym inn? wypraw?.
W ka?dym b?d? razie mija?y dni i tygodnie, a ja wci?? nie oddali?em si? zanadto od Hobbitonu. Kiedy ju? zacz??em przemy?liwa? gdzie by si? uda? przyby? pos?aniec z wiadomo?ci?, ?e moi towarzysze wyczekiwani s? w niedalekim Rivendell. Chodzi?o zdaj? si? o jakie? sprawy maj?tkowe, co Krasnali zawsze przyprawia o szybsze bicie serca, postanowi?em wi?c nie stawa? si? dla nich przeszkod? i zaproponowa?em, ?e razem udamy si? do Rivedell. Wierzy?em, ?e przyjaciele, po za?atwieniu swoich spraw z pewno?ci? zgodz? si? kontynuowa? podr??. Poza tym wiedziony by?em ch?ci? obejrzenia dworu P??elfa, kt?ry to dom nie raz pojawia? si? w rozmowach z Elfami.
Po zapoznaniu si? z relacj? pos?a i po?egnaniu z pewn? niedawn? napotkan? elfi? rodzin? (Musz? przyzna?, ?e liczna by?a to rodzinka. Kiedy opowiada?em p??niej o nich moim innym elfim przyjacio?om, ci u?miechaj? si? tylko tajemniczo, i nie chc? wyja?ni? mi tej niezwyk?ej jak na elfy liczebno?ci.), wyruszyli?my ra?no w drog?. Trzeba przyzna?, ?e od tego dnia podr?? nabra?a tempa. Spotykali?my co prawda jeszcze r??nych znajomych, tak?e elf?w, nigdy jednak nie zatrzymywali?my si? na d?u?ej, ?eby nacieszy? si? ze spotkania.
Pozwol? sobie tutaj na kilka s??w na inny ni? moja podr?? temat. Nie mog? bowiem zrozumie? jak to si? dzieje, ?e Hobbici, mieszkaj?c w takiej blisko?ci elf?w i innych tajemniczych stworze?, tak rzadko je widuj?. Sam bowiem wielokro? w?drowa?em po tej naszej malutkiej krainie, i wielokro? napotyka?em si? na ca?kowit? ignorancj? ze strony mieszka?c?w Shire’u, Bucklandu i wszystkich innych miasteczek i prowincji.
 

Grey Fox

Active User
Joined
May 31, 2010
Messages
127
Reaction score
2
Odp: hobbit czyli tam i z powrotem

Jedynie ma?e dzieci przyjmowa?y ze spokojem, czy te? raczej z rado?ci? i zaciekawieniem, wiadomo?ci o Elfach czy Krasnalach. Nie wiem czym to jest powodowane. Przecie? rasy nasze nigdy nie prowadzi?y ze sob? ?adnych wojen (jeszcze do niedawna uwa?ano, ?e Hobbici w og?le nie znaj? si? na wojnie). Wydaje mi si?, ?e to strach przed nieznanym i zmianami ka?e Hobbitom ignorowa? to co si? dzieje w ?wiecie, i kto mieszka za pobliskim wzg?rzem. Mo?e to w?a?nie dlatego, tak bardzo ca?y Hobbiton ucierpia? w wyniku ostatniej intrygi Sarumana. Po prostu Hobbici nie zwr?cili si? do nikogo o pomoc. Co gorsza nie znali nikogo kto m?g?by im tej pomocy udzieli?. Wystarczy przecie? przypomnie? sobie jak traktowali Aragorna, kt?ry jako Stra?nik patrolowa? nasze okolice.
Wracaj?c jednak do podr??y, to poruszali?my si? szybko, chc?c jak najszybciej dotrze? do domu Elronda P??elfa. Po kilku dniach moi towarzysze wiedzeni po?piechem postanowili porzuci? trakt, i ruszy? na prze?aj. Nie bardzo wiedzia?em po co to zrobili, skoro trakt wi?d? prosto do Rivendell, nie protestowa?em jednak, wkroczyli?my bowiem ju? dawno na tereny, kt?re niezbyt dobrze zna?em.
Jak ju? pisa?em, do tej pory nie spotka?y nas ?adne warte opisania przygody. Jednak najd?u?szy okres spokoju musi si? jednak kiedy? zako?czy?. Tak by?o i tym razem. Kiedy tylko zeszli?my z traktu i zag??bili?my si? w pokryte lasem wzg?rza zacz??y si? k?opoty. Najpierw jeden z nios?cych nasze juki mu??w okula? i musieli?my nie?? cz??? ?adunk?w na plecach, ?eby nie przeci??a? pozosta?ych zwierz?t. Osio?ki nabyli?my, czy te? raczej naby?em je za znaczn? cze?? zabranych z domu oszcz?dno?ci, od pewnych dosy? sk?pych hobbit?w, dlatego uwa?ali?my, ?e lepiej jest pocierpie? odrobink? z ci??arem na plecach ni? straci? tak cenny nabytek. Potem jeden z krasnali przezi?bi? si?, i musieli?my zmitr??y? wiele godzin na szukaniu jakiego? ziela. Ziele to musia?o by? zerwane przy ?wietle ksi??yca. Chocia? noc by?a bardzo pogodna i ksi??yc w?drowa? po niebie w pe?nej krasie, min??o du?o czasu zanim je znale?li?my. Nast?pnego dnia jednak, niepomni na zm?czenie i zbieraj?ce si? na horyzoncie chmury postanowili?my rusza? dalej. Teraz wiem, ?e by? to b??d, ale wiadomo, m?dry hobbit po szkodzie.
W?a?nie tego dnia, ju? par? godzin po wej?ciu w las, musieli?my si? rozdzieli?. Kiedy w poszukiwaniu jakiej? ?cie?ki przedzierali?my si? bowiem przez krzaki nad naszymi g?owami otworzy?o si? podniebne jezioro. Deszcz by? tak g?sty, ?e ledwo widzia?em sznurek kt?rym dla bezpiecze?stwa si? powi?zali?my.
Ziemia pod naszymi nogami z ka?d? chwil? stawa?a si? bardziej grz?ska, wpad?em nawet na pomys?, ?e zamiast wzrokiem lepiej kierowa? si? s?uchem, lepiej bowiem s?ysza?em swych towarzyszy ni? ich widzia?em. Dziwne jakie pomys?y przychodz? podstarza?emu hobbitowi w takich chwilach do g?owy. W pewnej chwili poczu?em, ?e sznurek, kt?rym si? powi?zali?my napina si? niebezpiecznie. Zd??y?em chwyci? go, kiedy us?ysza?em g?o?ny pluskot, to znaczy ?e gdyby nie g?o?ny plusk, to pewnie us?ysza?bym g?o?ny huk, a trzymany sznurek zrobi? si? ca?kiem lu?ny. Zacz??em krzykiem przyzywa? moich towarzyszy, prosz?c ich, ?eby przynajmniej wskazali mi g?osem gdzie s?. Burza jednak stawa?a si? coraz g?o?niejsza, a ja potykaj?c si? i ?lizgaj?c musia?em oddali? si? od miejsca wypadku, bowiem nikt mi nie odpowiedzia?.
Wo?a?em jednak nieustannie, a? g?os ca?kiem mi zachryp?, i nie mog?em wym?wi? g?o?no ani jednej litery. Kiedy ju? straci?em nadziej?, ?e pomog? towarzyszom przystan??em pod roz?o?yst? sosn?, kt?rej ga??zie chroni?y przed deszczem r?wnie dobrze jak ka?dy inny dach, i zacz??em rozmy?liwa? o swojej sytuacji. Po d?u?szym okresie zastanowienia, przerywanym powa?nymi my?lami o g?odzie, ostatni posi?ek spo?y?em bowiem na tyle dano, ?e ka?dego szacownego hobbita napawa? to musia?o oburzeniem, doszed?em do wniosku, ?e przeczekam ulew? w mej przytulnej kryj?wce.
Czas d?u?y? mi si? wtedy niezmiernie. W dodatku m?j ?o??dek doszed? do wniosku, ?e przypomnia? sobie, dlaczego kiedy? z takim po?piechem wraca?em do Bag End, i musz? przyzna?, ?e ?adnemu z nas si? te wspomnienia nie podoba?y. W ko?cu jednak, po czasie tak d?ugim, ?e zacz??em si? martwi? o moje kolejne urodziny, deszcz zacz?? s?abn??, a ja postanowi?em uda? si? na poszukiwanie przyjaci??.
Kiedy tylko wygramoli?em si? spod drzewa, zorientowa?em si?, ?e b?dzie to zadanie trudniejsze ni? przypuszcza?em. Wsz?dzie pe?no by?o wody, a ka?dy, nawet najmniejszy rowek zmieni? si? w rw?cy potok. Na domiar z?ego nigdzie nie mog?em dojrze? ?adnych znajomych znak?w rozpoznawczych. M?wi?c kr?tko, zgubi?em si?.
Zacz??em krzycze?, jednak d?wi?k, kt?ry wydobywa? si? z moich ust w niczym nie przypomina? znajomego mi g?osu, wi?cej, prawie w og?le nie przypomina? g?osu hobbita. Przesta?em wi?c krzycze?, boj?c si?, ze moi przyjaciele s?ysz?c tan d?wi?k pomy?l?, ?e to odg?osy jakiej? bestii. Postanowi?em wdrapa? si? na jakie? drzewo, i stamt?d rozejrze? si? za krasnoludami.
Kiedy ju? by?em w po?owie pnia zorientowa?em si?, ?e nic mi to nie da. Ga??zie drzew by?y zbyt g?ste, a w dodatku wsz?dzie ros?o niezliczone mn?stwo zas?aniaj?cych wszystko krzak?w. Kiedy zacz??em schodzi? z drzewa, jakim? przedziwnym zbiegiem okoliczno?ci ujrza?em, ?e woda p?yn?cego w pobli?u strumyka niebezpiecznie si? podnosi. Pewnie zosta? bym na drzewie, tak nawet chcia?em przez moment zrobi?, ba?em si? jednak, ?e ju? i tak podmyta ziemia, je?eli zostanie dodatkowo zalana przez strumie?, nie utrzyma drzewa, a co dopiero drzewa i mnie. Zeskoczy?em wi?c nie bacz?c na wysoko?? i ignoruj?c b?l w nogach i ramionach.
B?d?c ju? na ziemi wyszuka?em najbli?sze wzniesienie. Jak si? okaza?o, by? to do?? poka?ny pag?rek, poro?ni?ty ca?ym g?szczem le?nych malin. Dla wyg?odnia?ego hobbita to prawdziwy skarb, nie bacz?c wi?c na nic skorzysta?em z tego daru natury. W czasie kiedy si? posila?em, s?o?ce na dobre wyjrza?o zza chmur, ?wietliste promienie zala?y ca?y pag?rek, przynosz?c ze sob? wystarczaj?co du?o ciep?a, ?eby wysuszy? moj? odzie? i rozgrza? zzi?bni?te cia?o. Pe?ny ?o??dek i przytulne ciep?o pokona?y wszelki moje sprzeciwy, i znajduj?c sobie wygodne ?o?e z paproci uci??em sobie drzemk?.
Kiedy si? obudzi?em by?o mi zimno, a dooko?a unosi?a si? mg?a. Rozejrza?em si? dooko?a, doszed?em do wniosku ?e jest ranek, i ?e g?sta mg?a i tak uniemo?liw mi poszukiwania moich towarzyszy, po czym wygrzebawszy z pozosta?ym mi baga?y wszystkie ubrania i jaki? koc, kt?ry r?wnie dobrze m?g?by by? obrusem, przygotowa?em sobie nieco wygodniejsze, ale za to du?o cieplejsze pos?anie i pozwoli?em sobie na jeszcze odrobin? snu.
Ponownie obudzi?em si? kiedy s?o?ce by?o ju? wysoko na niebie, a ptaki prowadzi?y nad moj? g?ow? o?ywione dyskusje. Roz?o?y?em wszystkie posiadane rzeczy na trawie, maj?c nadziej?, ?e je?eli nawet nie zd??? przed wyruszeniem w drog? przeschn??, to przynajmniej mo?e co? da si? uratowa?. Posili?em si? jeszcze raz malinami i ruszy?em w stron?, z kt?rej jak mi si? wydawa?o przyszed?em. M?j poobiedni spacer nie trwa? jednak zbyt d?ugo. Ju? kilka krok?w od krzew?w malin ujrza?em wszech obecn? wod?. Dostrzeg?em co prawda, ?e ju? od jakiego? czasu musi ona powoli opada?, wiedzia?em jednak, ?e jest to jak dla mnie o wiele za wolno.
Nie wiedz?c co w takiej sytuacji zrobi?, zacz??em obchodzi? pag?rek dooko?a, tu? przy wodzie, jak gdybym wypatrywa? jakiego? brodu albo ukrytego mostu. Kiedy jednak prawie ju? prawie powr?ci?em do punktu z kt?rego zacz??em wysp? (czy to nie dziwne, ?e zawsze maj?c do wyboru d?u?sz? i kr?tsz? drog?, na chybi? trafi? wybieramy t? d?u?sz?), dostrzeg?em zapl?tany w krzakach du?y kawa?ek deski. By? to kawa? na tyle du?y, ?e siedz?c i trzymaj?c obie nogi mocno przyci?ni?te do siebie mog?em si? na niej zmie?ci?, a nawet utrzyma? na wodzie.
Wyszuka?em w krzakach ga??? wystarczaj?co szerok?, ?e mog?a s?u?y? jako wios?o, pozbiera?em swoje rzeczy, i usiad?em na brzegu zastanawiaj?c si? co robi? dalej. ?atwo jest planowa? bohaterskie akcje, kiedy siedzi si? w domu przed kominkiem, w rzeczywisto?ci trudno zebra? si? na odwag?. Dla ciebie czytelniku, je?li nie jeste? hobbbitem mo?e ci si? to wydawa? jak?? g?upot?, ale dla nas nizio?k?w, jak o nas mawiacie, p?ywanie po wodzie to prawdziwa brawura. Co prawda s? miejsca, gdzie hobbici uprawiaj? ten niebezpieczny i nierozwa?ny sport. S? to jednak osobniki uznane za niespe?na rozumu, i to nie tylko przeze mnie, ale tak?e przez wszystkich rozs?dnych hobbit?w.
Kiedy zebra?em si? wreszcie na odwag?, po?udnie ju? dawno min??o. Wiedzia?em, ?e malin nie starczy na d?ugo, i by? to chyba najwa?niejszy pow?d. Postanowi?em, ?e pop?yn? przed siebie. Po kilkudziesi?ciu godzinach przyg?d, doszed?em do wniosku, ?e nic gorszego nie mo?e mnie ju? spotka?. Mia?em te? nadziej?, ?e podobnie jak w czasie maojej pierwszej wyprawy, los ponownie si? do mnie u?miechnie.
 

Grey Fox

Active User
Joined
May 31, 2010
Messages
127
Reaction score
2
Odp: hobbit czyli tam i z powrotem

Po kilku nieudanych pr?bach, wszystkie zachody z wysuszeniem rzeczy posz?y na marne, uda?o mi si? opanowa? t? trudn? sztuk? na tyle dobrze, ?e mog?em spr?bowa? przep?yn?? to niezwyk?e jezioro. Ruszy?em wi?c przed siebie, nie zastanawiaj?c si? zbytnio nad kierunkiem.
Tak jak si? domy?la?em, los tym razem mi sprzyja?. Zanim jeszcze odczu?em prawdziwe zm?czenie ujrza?em wy?aniaj?ce si? z wody wzniesienie. By?o ono du?e wi?ksze od tego, na kt?rym przysz?o mi sp?dzi? noc. Doszed?em do wniosku, ?e powinienem sprawdzi?, czy nie jest to przypadkiem koniec wody.
Kiedy tylko wdrapa?em si? na szczyt, okaza?o si? ?e mia?em racj?. Bez ?alu porzuci?em wi?c swoj? dziwn? ?ud? i ruszy?em ra?no przed siebie. Przez chwil? pr?bowa?em rozpozna? jakie? elementy krajobrazu, przekona?em si? jednak szybko, ?e nie ma to najmniejszego sensu. W?drowa?em wi?c ci?gle przed siebie, maj?c nadziej?, ?e spotkam jakiego? przyja?nie nastawionego mieszka?ca lasu, kt?ry zgodzi si? wskaza? mi drog? do Traktu. Po drodze posila?em si? przypadkowo spotkanymi malinami i jagodami.
W ten spos?b min?? kolejny dzie?. Widz?c, ?e zbli? si? noc, postanowi?em znale?? sobie jakie? przytulne miejsce do spania. Zbyt si? jednak obawia?em dzikich zwierz?t i innych, mniej przyja?nie nastawionych mieszka?c?w lasu. Wyszuka?em wi?c sobie roz?o?ysty d?b. W jego rozga??zienie m?g?by wygodnie po?o?y? si? nawet du?y cz?owiek, a co dopiero male?ki hobbit. Nazbiera?em wi?c li?ci paproci i umo?ci?em sobie wygodne gniazdko. Trzeba przyzna?, ?e chocia? zgubi?em si?, moje po?o?enie nie by?o takie z?e. Gdybym zawsze w czasie swoich przyg?d m?g? sp?dza? no w takim przyjemnych i bezpiecznym miejscu... Kto wie, mo?e nie powr?ci?bym do Bag End, pewnie losy ca?ego ?rudziemia potoczy?yby si? inaczej...
W ka?dym razie u?o?y?em si? wygodnie. By? mo?e jednak prze?ycia ostatnich godzin, mo?e te? to, ?e tak du?o spa?em ostatniej nocy, spowodowa?o, ?e sen nie chcia? do mnie przyj??. Le?a?em wi?c wpatruj?c si? w niebo i rozmy?laj?c o moich wcze?niejszych przygodach. Z rozrzewnieniem wspomina?em te? lata sp?dzone w Shire.
Kiedy na niebie pojawi?y si? gwiazdy po raz pierwszy w czasie tej podro?y poczu?em, ?e czego? bardzo mi brakuje. Uczucie braku stawa?o si? z ka?d? chwil? coraz silniejsze. Zdziwi?em si?, by?em bowiem przekonany, ?e przed po?o?eniem si? spa? najad?em si? wystarczaj?co. Chcia?em nawet ju? zabra? si? za przygotowane na ?niadanie owoce, kiedy nagle zda?em sobie spraw? czego mi tak naprawd? brakuje. Zrozumia?em te?, ?e Gandalf mia? racj?. Zna?em wystarczaj?co wielu hobbit?w i du?ych ludzi, kt?rzy po latach nadu?ywania trunk?w lub fajkowego ziela nie mogli si? ju? bez tego obej??. Wiedzia?em wi?c sk?d si? bierze trapi?cy mnie g??d.
Nim jednak zda?em sobie spraw? z tego co robi?, znalaz?em si? na ziemi id?c w kierunku, z kt?rego przyszed?em. Pi??ci mia?em kurczowo zaci?ni?te, z moich ust wydobywa? si? niezrozumia?y bulgot, z kt?rego co chwila wy?awia?em znajome s?owa: m?j skarb. Jak bardzo przypomina?em w tej chwili tego paskudnego Goluma.
Nie mog?em jednak nic zrozumie?. Moje w?asne cia?o nie chcia?o mnie s?ucha?. Musia?em bezsilnie patrze?, jak po omacku przedzieram si? przez krzaki.
Kiedy ju? zw?tpi?em, i podda?em si? rozpaczy, moje cia?o potkn??o si? o jaki? korze? i upad?o, uderzaj?c g?ow? o pie? drzewa. W tej chwili odzyska?em kontrol? nad cia?em. Pomaca?em r?k? g?ow?, wyczuwaj?c ju? rosn?cego guza. Obejrza?em ca?e moje cia?o, sprawdzaj?c, czy nie nabawi?em si? jakich? innych obra?e?. Na szcz??cie nadawa?em si? jeszcze na tyle do u?ytku, ?e postanowi?em wr?ci? do swojego gniazdka. Po d?u?szych poszukiwaniach odnalaz?em m?j d?b. Wdrapa?em si? na?, i pad?em bez czucia na pos?anie.
Obudzi?em si? znowu ko?o po?udnia. Niewiele pami?ta?em z ostatniej nocy, a bol?cy guz na g?owie wzi??em za wynik sennych koszmar?w i twardego pnia drzewa.
Ca?y nast?pny dzie? min?? mi w drodze. Cieszy?em si? z tego, ?e w czasie moich wcze?niejszych przyg?d, a tak?e podczas spacer?w z Frodem nauczy?em si? wystarczaj?co du?o na temat le?nych owoc?w. Mog?em teraz wykorzysta? t? wiedz?. Niestety z ka?dym krokiem las stawa? si? coraz g?stszy. Nigdzie nie mog?em dostrzec ?lad?w jakiegokolwiek inteligentnego ?ycia. Wieczorem postanowi?em, ?e nast?pnego dnia rozpoczn? marsz z powrotem. Nie chcia?em bowiem za bardzo zapuszcza? si? w ten nieznany i dziki las.
Tak?e tej nocy wyszuka?em sobie wygodne le?e w ga??ziach d?bu. Jednak tym razem zasn??em szybko i bez problem?w.
Obudzi?em si? w ?rodku nocy odczuwaj?c ten sam koszmarny g??d. Sta?em na ziemi, tak samo pozbawiony w?adzy nad w?asnym cia?em. Od razu przypomnia?em sobie zdarzenia z ostatniej nocy. Znowu musia?em prze?ywa? m?ki obserwowania tego upiornego marszu mojego w?asnego cia?a. Widzia?em ka?de mijane w dzie? drzewo i krzaczek. I nic nie mog?em zrobi?. Pozostawa?o mie? nadziej?, ?e moje cia?o znowu pope?ni jaki? b??d.
Min??o sporo czasu zanim zauwa?y?em swoj? szans?. W pewnym momencie noga zawadzi?a o korze?, a cia?o niebezpiecznie si? zachwia?o. Z?apa?o za jak?? ga??zk?, i tylko to uratowa?o je przed upadkiem. Kiedy jednak balansowa?o niezdarnie, ziemia pod nogami obsun??a si? i cia?o ze?lizn??o si?, puszczaj?c ga??zk? i bezradnie kozio?kuj?c w d?? jakiej? rozpadliny. Pami?tam, ?e spada?em dosy? d?ugo, a? w ko?cu wszystko przes?oni?a czer?.
Obudzi?em si? ca?y poraniony i obola?y. Z rozpacz? zauwa?y?em, ?e le?? na brzegu jakiego? potoku. Z dreszczem przestrachu zda?em sobie spraw?, jak niewiele brakowa?o, ?ebym si? w nim utopi? Nigdzie nie mog?em dostrzec mojego plecaka. Widocznie cia?o wybieraj?c si? w podr?? nie uzna?o za stosowne zabra? go ze sob?.
Nie do?? ?e pot?uczony, to jeszcze ca?y umorusany traw? i ziemi?, nie przedstawia?em na pewno najszcz??liwszego widoku. Maj?c przy tym nie najlepszy humor, nie widzia?em sensu wyruszania w dalsz? drog?. Przez moment zastanawia?em si? nawet, czy jeszcze kiedykolwiek zobacz? jakie? przyjazne i inteligentne stworzenie.
By?em tak brudny, ?e sam nie mog?em tego znie??. Wyszuka?em wi?c w miar? spokojne miejsce i urz?dzi?em sobie k?piel i pranie. Zawsze lepiej mie? ubranie czyste ni? brudne, a przecie? nikt mnie tam nie m?g? zobaczy?, kiedy nagi jak jakie? m?odziutkie hobbiciontko biega?em dla rozgrzewki po lodowatej wodzie.
Ca?a ta k?piel i zwi?zana z ni? zabawna sytuacja znacznie poprawi?a mi humor. Kiedy tylko s?o?ce wysuszy?o mi ubranie postanowi?em rusza? w drog?. Nie bardzo wiedzia?em w kt?rym kierunku mam i??, jednak znowu postanowi?em zaufa? losowi.
Kiedy zag??bi?em si? w las, zauwa?y?em, ?e drzewa, krzewy i kwiaty znacznie si? r??ni? od tych kt?re widzia?em w czasie mojej wcze?niejszej marszruty. ?eby rzec prawd?, nigdy wcze?niej nie widzia?em takich ro?lin. Wszystkie by?e pi?kne. Przyznaj?, ?e nawet ogrody elf?w mnie tak nie zachwyci?y.
W?drowa?em jak we ?nie podziwiaj?c wspania?e ro?liny. Nie zwraca?em uwagi ani na samotno??, ani na b?l czy zm?czenie. Z tego radosnego stanu wyrwa?a mnie przepi?kna muzyka, czy te? raczej pie??. Trudno mi dzisiaj, po tylu latach to dok?adnie okre?li?. Wiem tylko jedno, by?o to melodia tak pi?kna, tak idealna, ?e przez d?u?sz? chwil? sta?em oczarowany. Dopiero kiedy melodia ucich?a uda?o mi si? wyrwa? z tego stanu.
Nie zastanawiaj?c si? d?ugo ruszy?em w kierunku z kt?rego wydawa?o mi si?, ?e dobiega?a ta przepi?kna melodia. Ju? po kilku chwilach znalaz?em si? na skraju niewielkiej polany. Jasne promienie s?o?ca wspaniale o?wietla?y ?rodek polany, gdzie na du?ym pniu siedzia?a tajemnicza posta?. W chwili kiedy wszed?em na polan? pochyla? si? w?a?nie nad nim, najwidoczniej co? dostrajaj?c.
Wydawa?a si? wygl?da? jak duzi ludzie, poza tym, od kogo? kto zna tak? pi?kna muzyk?, nie mo?na oczekiwa? czego? innego jak tylko przychylno?ci. Podszed?em wi?c ?mia?o do pniaka. Widz?c, ?e posta? mnie nie dostrzega, odchrz?kn??em g?o?no.
Posta? unios?a powoli wzrok i popatrzy?a na mnie surowo. Nie potrafi? opisa? jej twarzy, pami?tam tylko oczy, g??boki i m?dre. Kiedy tak na mnie patrzy?a, trwa?o to dobre kilka chwil, czu?em si? przewiercany na wylot. Zrozumia?em, ?e znowu wetkn??em nos w sprawy do kt?rych nawet nie powinienem si? zbli?a?.
Sta?em tak, naprzeciw tajemniczej postaci, czuj?c si? jakby mnie przy?apano na podgl?daniu hobbitkom pod sukienki. By?em przygotowany na nagan?, za przeszkadzanie tak szacownej postaci, zamiast tego posta? odwr?ci?a si? z powrotem do swojego instrumentu.
 A wi?c przyby?e? nareszcie! – Powiedzia?, jestem bowiem pewny, ?e by? to on, a nie ona. – Przyznaj?, ?e oczekiwa?em kogo?, ?e tak powiem...
 Wi?kszego – Doko?czy?em, przyzwyczajony do takiego traktowania ze strony du?ych ludzi.
 Nie, chodzi?o mi raczej, o kogo?, ?e tak si? wyra??, bardziej... godnego – powiedzia?a posta? kr?c?c g?ow?.
 A wi?c hobbit nie jest dla was Panie wystarczaj?co godnym! – Wykrzykn??em. Mog? zrozumie? t? pe?n? rozbawienia pogard?, jak? ?ywi? do nas, nizio?k?w rasy szczyc?ce si? wy?szym wzrostem, nie mog? jednak ?cierpie?, kiedy kto? uwa?a hobbit?w niegodnych czegokolwiek.
Posta? popatrzy?a na mnie jeszcze raz tym swoim badawczym spojrzeniem. U?miechn??a si?.
 A wi?c jeste? hobbitem! – Powiedzia? przepraszaj?co kiwaj?c g?ow?. – Wybacz, je?li obrazi?em twoj? dum?, przyznasz jednak, ?e twoja postura, nie jest chyba zwyczajna dla bohater?w tego ?wiata.
 Tak, masz Panie racj?. – Przyzna?em udobruchany przeprosinami, ale jeszcze bardziej przyr?wnaniem do bohater?w, co si? hobbitom do?? rzadko zdarza. – Skoro mamy ju? za sob? to nieporozumienie, pozw?l, ?e si? przedstawi?. Jestem Bilbo Baggins z Bag End.
 Mnie zowi? Il?vatar’em.
 Mi?o mi Pana pozna?. Je?li to pana nie urazi, pragn??bym spyta?, czy jest pan czarodziejem? – Spyta?em, nie mog?c zrozumie?, dlaczego nie potrafi? rozr??ni? rys?w mojego rozm?wcy.
 Sk?d to pytanie?
 Od d?u?szego czasu staram si? panu przyjrze?, jednak nie mog? si? skupi?. Kiedy tylko rusz? oczyma, wydaje mi si?, ?e pa?ski wygl?d si? zmienia.
 Ach tak. Widzisz, drogi hobbicie, jest to faktycznie taki czar, kt?ry sprawia, ?e widzisz mnie takim jakim chcesz mnie ujrze?. Tak samo z moimi s?owami, tylko wydaje ci si?, ?e je s?yszysz.
 Ale dlaczego. – Nigdy nie s?ysza?em o takiej magii, i nie potrafi?em zrozumie?, po co kto? mia?by to robi?.
 Obawiam si?, ?e m?j wygl?d m?g?by ci si? wyda? odrobin? dziwaczny, a ju? na pewno, nie potrafi?by? zrozumie? moich s??w. – Spokojnie obja?ni? m?j rozm?wca.
 Rozumiem. – Przyznam si?, ?e rozumia?em, chocia? niezbyt mi si? podoba?o, ?e rozmawiam z kim?, kogo prawdziwej twarzy nawet nie znam. – A jak jest z muzyk?, czy to te? czarodziejska iluzja?
 Nie m?j drogi. Muzyka jest jak najbardziej prawdziwa. Tak naprawd?, to muzyka jest jedyn? rzecz? na tym ?wiecie, kt?ra nie ulega iluzji.
 To dobrze. – Odpar?em podbudowany, t? wiadomo?ci?. – Powiedz mi jeszcze Panie Il?vatar, skoro jeste? czarodziejem, czy znasz mo?e czarodzieja Gandalfa?
Posta? znowu na mnie spojrza?a.
 Widz?, ?e si? co do ciebie nie pomyli?em! Gandalf... tak znamy si?.
Musz? tu wstawi? kilka s??w wyja?nienia. Kiedy wspomnia?em Gandalfowi o tej przygodzie popatrzy? na mnie dziwnie, pokr?ci? tylko g?ow? i roze?mia? si? na g?os. Wspomnia? potem co? o hobbitach i ich poczuciu humoru. Przyznaj? si?, ?e poczu?em si? troch? ura?ony. Kiedy jednak przypomnia?em mu ca?? spraw? po tym zamieszaniu z Pier?cieniem kaza? mi nigdy wi?cej o tym nie wspomina?. Postanowi?em pos?ucha? jego rady, przynajmniej na jaki czas. Znasz pewnie to przys?owie: Nie wtr?caj si? w sprawy czarodziej?w bo s? skryci i skorzy do gniewu. W ka?dym razie nie rozumiem, dlaczego nie chcia? rozmawia? o tej znajomo?ci.
 

Grey Fox

Active User
Joined
May 31, 2010
Messages
127
Reaction score
2
Odp: hobbit czyli tam i z powrotem

opowie?ci:
 -A wi?c mamy wsp?lnych znajomych! – Wykrzykn??em uradowany, po chwili dotar?o do mnie jednak, to co do mnie powiedzia?. – Jak to si? co do mnie nie pomyli?e??
 -Widzisz drogi panie Baggins. Baggins... – M?j rozm?wca na chwil? zamilk?, jak gdyby rozwa?aj?c brzmienie mojego nazwiska – Baggins... To dobre nazwisko. Dobre do wielkich rzeczy. Musz? to zapami?ta?...
By?em bardzo zadowolony, ?e podoba mu si? moje nazwisko. Chrz?kn??em jednak znacz?co, pr?buj?c jeszcze raz zwr?ci? na siebie jego uwag?. Nie zd??y?em przecie? jeszcze zapyta? o drog?.
 -Tak pami?tam o tobie drogi Bilbo. – Il?vatar popatrzy? na mnie u?miechaj?c si? przyja?nie. – Tak tylko si? zamy?li?em. A wracaj?c do twojego pytania. Widzisz pracuj? w?a?nie nad pewn? pie?ni?. Powiedzmy, ?e jej motywem przewodnim jest historia. Siedz? tu sobie i uk?adam kolejne zwrotki. Jednak ju? od jakiego? czasu nie mog? przebrn?? przez pewien fragment. Postanowi?em wi?c spotka? kogo?, kto b?dzie zorientowany w ca?ej sprawie.
 -Ale w jakiej sprawie? – Spyta?em zaskoczony. – I sk?d wiedzia?e? o tym, ?e tu trafi?. Przecie? gdybym si? nie zagubi?...
 -Nie przejmuj si? tym. Kiedy sko?czymy wska?? ci w?a?ciw? drog?. Przyjmij, ?e spotkali?my si? w?a?nie w tym celu, ?eby? mi pom?g?. Niczym innym si? nie martw.
 -Ale jak ja, hobbit nie maj?cy poj?cia o tworzeniu historycznych pie?ni mam ci Panie pom?c? – Spyta?em, ca?kiem sko?owany obrotem sprawy.
 -O! To nic wielkiego. My?l?, ?e wystarczy, ?e us?ysz? jak?? hobbick? melodi?. My?l?, ?e to hobbici b?d? odpowiedzi?.
 -Ale ja nie znam Panie ?adnych godnych waszego ucha melodii hobbickich. Mo?e jakie? elfie, ale i tak nie potrafi?bym jej zagra?.
 -Nie przejmuj si?. Gdybym potrzebowa? elfiej pie?ni wezwa?bym jakiego? elfa. Wystarczy, ?e za?piewasz mi jak?? prost? piosenk?.
Nie przejmuj?c si? ju? jego innymi s?owami, postanowi?em spe?ni? jego ?yczenie. Pomy?la?em, ?e mo?e potem zgodzi si? zagra? mi jaki? fragment tej swojej melodii. Po kr?tkim namy?le postanowi?em wybra? piosenk?, kt?ra najbardziej pasowa?a do mojej sytuacji:
Wiod?, wiod? drogi w ?wiat,
W?r?d lesistych g?r zieleni,
W mrocznych grotach znacz?c ?lad,
W?r?d zb??kanych mkn?c strumieni.
Poprzez zimny bia?y ?nieg,
??ki kwietne i majowe,
Omijaj?c skalny brzeg
I pag?ry ksi??ycowe.
Wiod?, wiod? drogi w ?wiat,
Pod gwiazdami mkn? na niebie -
Cho? w?drowa? ka?dy rad,
W ko?cu wraca w dom, do siebie...
W tym momencie zda?em sobie spraw?, z tego, ?e tak w?a?nie to tylko tego pragn??em. W?a?nie w tym momencie, na tej czarodziejskiej polanie, zrozumia?em, ?e ju? czas, aby osi??? gdzie? na sta?e, ?e ju? czas zako?czy? przygody.
Kiedy tak sta?em, zdumiony w?asnym odkryciem, melodia, kt?ra akompaniowa?a mi ju? od pewnego czasu, teraz kiedy zamilk?em, sama ko?czy piosenk?. Wydawa?o mi si?, ?e ca?a polanka; drzewa i krzewy odpowiadaj? melodii prawie ?e zrozumia?ymi ??owami:
Oczy, kt?re ognia dziw
Ogl?da?y - i pieczary,
Patrz? czule w ziele? niw
I kochany domek stary.
Jednak kiedy melodia powinna si? urwa?, Il?vatar zacz?? j? jeszcze raz, nadaj?c jej to samo pi?kno, kt?re mia?a poprzednia melodia. Tym razem, w prostej melodii starej piosenki s?ysza?em t?tent kopyt i wielkie bitwy, wspania?e przygody. Kiedy melodia umilk?a, sta?em rozdarty pomi?dzy pi?knem tego nowego brzmienia znanych mi dobrze nut, a ch?ci? porzucenia przyg?d. Il?vatar popatrzy? na mnie z u?miechem.
 -Dzi?kuj? ci drogi Bilbo. Odnajdziesz to czego szukasz. I nie k?opocz si? zgub?, pomog? ci, ?eby nie by? to taki wielki problem. Zaufaj mi. Id? tamt? ?cie?k?,– wskaza? na w?sk? ?cie?ynke za sob?. – a wkr?tce do??czysz do przyjaci??.
Poczu?em, ?e nie potrafi? nie pos?ucha? tego polecenia. Szed?em wi?c wskazan? ?cie?k?, rozmy?laj?c nad tym ca?ym zdarzeniem. Rzeczywi?cie wkr?tce dostrzeg?em czekaj?c na mnie towarzyszy. Zdziwili si? troch? na m?j widok, kiedy jednak opowiedzia?em o swoim spotkaniu z czarodziejem Il?vatar’em pokiwali znacz?co g?owami, poczym bez dalszych wyja?nie? ruszyli?my w drog?. Do dzi? zastanawia mnie, dlaczego tego nie skomentowali. Mo?e czarodziej Il?vatar to nie jest posta? o kt?rej si? rozmawia z hobbitami.
I jeszcze jedno! Od tamtej rozmowy nie mia?em ju? atak?w. Nigdy nie obudzi?em si? n?kany g?odem. Nigdy wi?cej nie utraci?em te? kontroli nad moim cia?em. Dziwne, prawda?
Dalsza nasza podr?? przebiega?a ju? spokojnie i bez wi?kszych niespodzianek. Po kilku dniach dotarli?my do Domu Erlonda P??elfa, gdzie jak si? okaza?o nie czeka? na nas ?aden krasnolud, ale Czarodziej Gandalf. Po kilku gniewnych spojrzeniach i uwagach rzucanych przez ura?one krasnoludy opowiedzia? nam o swoich obserwacjach i domys?ach. Wtedy te? wyzna?, ?e ca?y ten pomys? z pilnym wezwaniem krasnolud?w w celu wyja?nienia spraw maj?tkowych mia? tylko na celu zwabienie mnie do Rivendell. Chcia? bowiem mie? mnie na oku, co teraz, kiedy znam ju? histori? wszystkich powiernik?w Pier?cienia wydaje mi si? ca?kiem s?uszne. Poza tym wcale nie mia?em o to do niego pretensji, zrozumia?em bowiem, ?e jestem ju? zbyt stary na przygody, a dw?r Elronda oferowa? wszystko co staremu Hobbitowi jest do szcz??cia potrzebne. Wspomn? jeszcze, ?e moi krasnoludzcy towarzysze tak?e zaniechali swoich z?o?ci, kiedy tylko Gandalf opowiedzia? im o ukrytym z p??nocnych g?rach skarbie. Upewniwszy si? tylko, ?e naprawd? zamierzam pozosta? w Rivendell wyruszyli w drog?. Dosz?y mnie potem s?uchy, ?e wszyscy trzej wyszli z tej wyprawy bardzo bogaci, i bodaj?e po dzi? dzie? ?yj? szcz??liwi gdzie? po drugiej stronie G?r. Je?li za? chodzi o mnie, to nie zdob?d? si? chyba ju? na ?adn? wypraw?. Mo?e gdyby pozwolono mi odnie?? Pier?cie? zamiast Froda... Chocia?... Elfy coraz cz??ciej wspominaj? o Szarej Przystani. Kto wie.... Kto wie...
 
Status
Not open for further replies.
Top