Xervin
Boxxy <3
- Joined
- Feb 7, 2010
- Messages
- 814
- Reaction score
- 87
- Age
- 30
Rozdzia? I
Wiem, ?e nudne, pocz?tki zwykle takie s?. ;D Cz??? druga pojawi si? na dniach, je?li opowiadanie b?dzie cieszy?o si? jakimkolwiek zainteresowaniem.
Pozdrawiam.
Rozdzia? II
Rozdzia? III
CDNLato w Anglii jak zwykle by?o upalne. W ka?dym domu okna by?y szeroko otwarte, a w wi?kszo?ci z nich wisia?y mokre od potu twarze ludzi, kt?rzy czekali na jakikolwiek podmuch ch?odnego wiatru. Nie inaczej by?o w domu numer 10 na Green Street. Prawie wszyscy mieszka?cy siedzieli przed telewizorem w oczekiwaniu na informacje o pogodzie na kilka nast?pnych dni. Wszyscy pr?cz jednego m?odzie?ca o imieniu Alex. By? zwyczajnym nastolatkiem o blond w?osach. Postur? mia? odpowiedni? dla swojego wieku, jednak spod koszulki mo?na by?o dostrzec lekko zarysowane mi??nie. W tym momencie ostrzy? swoj? dum? - miecz, kt?ry sam stworzy?. By? on jego kompanem podczas d?ugich w?dr?wek przez las, podczas kt?rych Alex pr?bowa? chocia? troch? poczu? si? jak w czasach, w kt?rych miecz by? jedyn? skuteczn? broni? cz?owieka. Te czasy by?y jego pasj? i odda?by wszystko, gdyby m?g? si? w nie przenie??.
- Alex! - dobieg?o wo?anie z g?ry - Id? na zewn?trz i w??cz spryskiwacze, bo trawa nam uschnie!
- Ju? id? mamo! - odkrzykn?? Alex, schowa? miecz do pochwy i ruszy? w kierunku ogr?dka. Kiedy przechodzi? obok salonu zauwa?y?, ?e w telewizji leci prognoza pogody. Przystan?? na chwil? i ju? mia? zakl?? w my?lach na widok nadchodz?cych temperatur, kiedy program zmieni? si? na wiadomo?ci. Spiker, najwyra?niej bardzo zdenerwowany, m?wi? nieco dr??cym g?osem:
- Przerywamy program by nada? komunikat. Wed?ug potwierdzonych informacji NASA, w kierunku Ziemi zmierzaj? 3 ogromne UFO. Wed?ug najnowszych doniesie? ka?dy z nich ma ?rednic? oko?o jednego kilometra i wszystkie zbli?aj? si? do Ziemi z pr?dko?ci? ponad o?miuset kilometr?w na godzin?. Po??czymy si? teraz ze specjalist? od UFO z NASA. - w tym momencie obraz zmieni? si?, a przed kamer? sta? siwiej?cy jegomo??, kt?ry sprawia? wra?enie podekscytowanego - Nie wiemy na razie z czym konkretnie mamy do czynienia, ale s?dz?c po zachowaniu i pr?dko?ci, nie jest to zwyk?a kometa czy asteroida. Z naszych obserwacji wynika, ?e obiekty te nie poruszaj? si? ze sta?? pr?dko?ci?, wi?c s?dzimy, ?e s? to statki istot pozaziemskich. Odkryli?my je ju? dawno temu, jednak wcze?niej nie mogli?my jednoznacznie potwierdzi?, ?e lec? one w naszym kierunku. W dniu dzisiejszym prawdopodobie?stwo kontaktu wynosi 95%, wi?c uznali?my za stosowne poinformowa? spo?eczno?? o tym, co si? dzieje. - tutaj westchn?? g??boko i doda? - Kontakt nast?pi za p?? roku. Postaramy si? informowa? pa?stwa na bie??co. - po tym stwierdzeniu obraz ponownie zmieni? si? na map? Anglii i zn?w Alex patrzy? na te wysokie liczby, kt?re zacz??y go interesowa? coraz mniej.
P?? roku p??niej.
- Alex, chod? tu natychmiast! Nied?ugo wyje?d?amy, a w Twoim pokoju nadal le?? te wszystkie miecze i zbroje! I powiedz mi ch?opcze po co Ci to wszystko?!
- Mam przeczucie tato. Czuj?, ?e jeszcze mi si? to przyda.
- Wymy?lasz... Przecie? jedziemy do najbezpieczniejszego schronu w ca?ej Anglii. Poza tym w dzisiejszych czasach u?ywa si? karabin?w, a nie mieczy.
- Jak sobie chcesz. Ja wiem, ?e to wszystko b?dzie mi potrzebne.
Ojciec westchn?? tylko i doda? na odchodnym:
- OK, tylko pami?taj, ?e ja nie pomog? Ci tego nie??. Je?li chcesz nadal bawi? si? w rycerzyka to prosz? bardzo, ale nie wpl?tuj w to naszego bezpiecze?stwa. A poza tym... - przerwa?, poniewa? w telewizji pojawi? si? cz?sto ogl?dany specjalista NASA od spraw UFO. Wyprostowa? si?, podrapa? po brodzie i powiedzia?:
- Kilka godzin temu statki obcych wyl?dowa?y na ksi??ycu. Z naszych obserwacji wynika, ?e buduj? tam co? w rodzaju bazy. Wygl?da na to, ?e te istoty nie potrzebuj? do ?ycia tlenu, co jest akurat dobr? wiadomo?ci?, poniewa? nie wiemy jak nasza atmosfera na nich wp?ynie. S?dzimy, ?e... - w tym momencie przed kamer? wysz?a m?oda kobieta, kt?ra odchrz?kn??a i powiedzia?a:
- Przepraszam, ?e przerywam, ale w?a?nie dostali?my doniesienia z obserwatorium w Londynie. Kilka mniejszych statk?w w?a?nie oderwa?y si? od powierzchni ksi??yca i kieruj? si? w stron? Ziemi. Jest ich oko?o trzydziestu. Radzimy pozosta? w domach i nie wychodzi? do czasu, a? kto? w telewizji Pa?stwa nie zawiadomi. To wszystko, ?ycz? wszystkim powodzenia. - Po tej przemowie zapad?a cisza. Alex razem z ojcem wpatrywali si? w ekran jak zahipnotyzowani.
- Wi?c to ju? - szepn?? Alex. Zerwa? si? nagle tak szybko, ?e ojciec a? podskoczy? przestraszony, pobieg? do swojego pokoju i zacz?? pakowa? wszystkie niezb?dne rzeczy. Kiedy spakowa? wszystko do samochodu, razem z ca?? rodzin? wyruszyli do nowoczesnego schronu ukrytego g??boko pod ziemi?.
Wiem, ?e nudne, pocz?tki zwykle takie s?. ;D Cz??? druga pojawi si? na dniach, je?li opowiadanie b?dzie cieszy?o si? jakimkolwiek zainteresowaniem.
Pozdrawiam.
Rozdzia? II
Ciemne pomieszczenie. ?adnej lampki czy ?wieczki. Alex rozejrza? si? po pomieszczeniu w nadziei, ?e znajdzie jak?? latark?. Nic takiego w pokoju si? nie znajdowa?o. W pewnym momencie poczu?, ?e nie jest sam. Podni?s? wzrok i ujrza? te wielkie, wy?upiaste oczy. Pr?bowa? krzykn??, jednak ?aden d?wi?k nie m?g? wydosta? si? z jego gard?a. Sta? jak sparali?owany i patrzy? na leniwie unosz?ce si? r?ce, kt?re w jednej chwili z?apa?y go za gard?o i przysun??y do siebie. Pr?bowa? si? wyrywa? - nic z tego. Wpatrzy? si? w wielkie k?y zmierzaj?ce w kierunku jego gard?a.
- NIEEEEEEE - zerwa? si? z ???ka. - To tylko sen...
- Alex? Co si? sta?o? - do jego pokoju wesz?a mama - Zn?w mia?e? ten sen?
- Tak. Ja tego nie rozumiem, od miesi?ca mieszkamy w tym cholernym schronie i nic nie chc? nam powiedzie?! W dodatku co noc ?ni mi si? ten pieprzony kosmita, kt?ry zabi? ojca! - Nagle przerwa?. Wiedzia?, ?e rany po utracie bliskiej im osoby jeszcze si? nie zagoi?y. Zaledwie tydzie? wcze?niej ich ojciec zosta? oddelegowany na zewn?trz w celu sprawdzenia czy mo?na bezpiecznie wyj??. Niestety ostatnio nigdzie nie by?o bezpiecznie. Zosta? zabity na oczach syna zaraz po wyj?ciu ze schronu.
- Nie zamartwiaj si? tak. Ojciec dobrze wiedzia? na co si? pisze kiedy zgadza? si? na wst?pienie do wojska. A teraz chod?, g??wny dow?dca zwo?a? narad? dla wszystkich mieszka?c?w.
- Masz racj?. Id? ju?, ja si? przebior? i przyjd?.
Pi?? minut p??niej Alex gna? ju? w stron? sali konferencyjnej. Gdy wszed? do ?rodka, zobaczy? sal? wype?nion? po brzegi. Ka?dy chcia? si? czego? dowiedzie?. Nagle wszyscy spojrzeli w jego stron?. W schronie by? uznawany za dziwaka, kt?ry "chodzi wsz?dzie z tym swoim mieczem przy pasie". Ch?opak nie speszy? si?, tylko rozejrza? po sali. Zauwa?y? machaj?c? do niego r?k? i ruszy? w tamt? stron?.
- Cze?? Alex - u?miechn?? si? do niego m?odzieniec o czarnych jak smo?a w?osach i kr?pej posturze. By? to David, najlepszy przyjaciel Alexa. A w?a?ciwie... jedyny przyjaciel. Poznali si? dwa dni po wej?ciu do schronu i od tamtej pory byli praktycznie nieroz??czni. Alex dosiad? si? do kompana.
- Hej. Stary ju? co? m?wi??
- Nie, dopiero przyszed?. Cicho, chyba zbiera si? na jaki? dreszczowiec - powiedziawszy to razem z Alexem zachichotali pod nosem i spojrzeli na m?wnic?. Po chwili wszed? na ni? dow?dca schronu z niezbyt zach?caj?c? min?. Jego twarz wyra?a?a tylko ?al, w?ciek?o?? i co? jakby... rezygnacj?? Tak, pomy?la? Alex, chyba nie ma nic dobrego do powiedzenia.
- Ykhym - dow?dca odchrz?kn?? i wszystkie rozmowy ucich?y. - Niestety mam z?e wie?ci. Dwa dni temu wys?ali?my do?? spory oddzia? na powierzchni?, kt?ry mia? za zadanie zlokalizowa? najbli?sze obozowisko wroga. Uda?o si?, co jednak nie jest dobr? wiadomo?ci?. Ze schronu wyruszy?o pi??dziesi?t os?b, wr?ci?y trzy. Wed?ug ich informacji, istoty, kt?re przej??y nasz? planet? s? odporne na pociski. Wok?? nich jest jakby niewidzialna tarcza, kt?ra uniemo?liwia dotarcie do nich kul. By? mo?e obserwowa?y nas od dawna i uodporni?y si? na najnowsz? technologi? cz?owieka.
Alex mimowolnie u?miechn?? si?, kiedy us?ysza? ostatnie zdanie. Domy?la? si?, ?e Obcy mog? wymy?li? co? takiego. Wsta? z miejsca i ruszy? w stron? dow?dcy, ignoruj?c szepty Davida m?wi?ce ?eby wraca? na miejsce. Stan?? obok starszego cz?owieka i powiedzia? g?o?no:
- Jeste?cie ?a?o?ni. Dlaczego wielce inteligentni naukowcy rz?dowi nie przewidzieli tego, skoro ja domy?la?em si? od dawna, ?e tak mog? nas te potwory przywita??
Dow?dca spi?? si?, jednak powiedzia? spokojnie:
- Domys?y mo?esz zachowa? dla siebie. Mamy teraz inne problemy na g?owie, ni? dyskusje z jakimi? nastolatkami.
- Taak? - Alex uda? wielkie zdziwienie - A to niby jakie?
- A takie, ?e musimy wymy?li? jaki? spos?b, jak ulepszy? karabiny, aby mog?y przebi? t? ich os?on?.
Alex nie kryj?c si? tym razem parskn?? ?miechem.
- Czy Wy wszyscy jeste?cie tak za?lepieni technologi?, ?eby nie dostrzec innych sposob?w obrony?
- Na przyk?ad? - zapyta? oburzony dow?dca.
Alex wykrzywi? twarz w grymasie w?ciek?o?ci.
- Na przyk?ad takie! - warkn?? i wyszarpn?? miecz z pochwy. Wszyscy, mimo i? uwa?ali ch?opaka za ?wira, patrzyli na bro? z respektem. W ko?cu miecz prezentowa? si? imponuj?co ze srebrn? kling? i czarn? r?koje?ci?. Jedynie dow?dca pokr?ci? z politowaniem g?ow? i powiedzia?:
- Schowaj to, bo sobie krzywd? zrobisz. - Alex spojrza? na niego z w?ciek?o?ci?, ale spe?ni? polecenie. - Nie pr?buj miesza? si? w wojn? z t? swoj? zabawk?, bo b?d? zmuszony zamkn?? Ci? w celi.
- Tak jest. - wycedzi? przez z?by Alex i wr?ci? na swoje miejsce. Po drodze zauwa?y?, ?e ludzie nie patrz? ju? na niego jak na wariata, tylko z lekkim zaciekawieniem. Natomiast dow?dca odchrz?kn?? i schodz?c z m?wnicy powiedzia?:
- Na dzisiaj koniec. Mo?ecie rozej?? si? do swoich mieszka?.
Alex wychodz?c us?ysza? zdanie, kt?re spowodowa?o u niego przyp?yw dzikiej rado?ci:
- Wiesz co? Ten ch?opak mo?e mie? racj?...
Rozdzia? III
Przez nast?pne tygodnie nie dzia?o si? nic ciekawego. Dow?dca przesta? zaprasza? Alexa na zebrania, ludzie przestali patrze? na ch?opaka jak na wariata, a kilku z nich nawet poprosi?o go o lekcje walki mieczem. W?a?nie w tym momencie odbywa? si? jeden z trening?w.
- Nie tak! Musisz zrobi? obr?t, a p??niej z ca?ej si?y uderzy?. O tak - rozleg? si? ?wist, a nast?pnie g?uche uderzenie. Obok Alexa przewr?ci? si? drewniany kosmita, a obok niego jego g?owa.
- To nie fair! Tw?j miecz jest du?o lepszy od naszych. - poskar?y? si? David, kt?ry r?wnie? bra? udzia? w treningach.
- Naostrz? je, je?li nauczycie si? ich u?ywa?. Chyba nie chcesz sko?czy? jak Justin? On te? chcia? pobawi? si? ostrym mieczem.
- No tak, ale on ukrad? Tw?j miecz. Sam sobie na to zas?u?y?.
- Czy Ty aby nie przesadzasz? By? jednym z najlepszych, a teraz musi je?dzi? na w?zku bez nogi. Przez jego ignorancj? stracili?my dobrego cz?owieka, jednak to nie znaczy, ?e zas?u?y? sobie na ten los.
- Mo?e masz racj?... Przepraszam.
David spu?ci? g?ow? i ruszy? w stron? grupy. Alex tylko pokr?ci? g?ow? z politowaniem i kontynuowa? zaj?cia. Tak mija?y kolejne dni. Dok?adnie tydzie? po tym incydencie do pokoju Alexa wesz?a najmniej spodziewana osoba. Usiad?a na krze?le i zacz??a si? dziwnie wierci?.
- Musimy porozmawia?.
- Ale? bardzo prosz? Panie Inteligentny. O czym? O tym, ?e jestem wariatem, czy o tym, ?e Wy jeste?cie idiotami?
Jego rozm?wca zmru?y? oczy, jednak nadal by? spokojny.
- Nie pozwalaj sobie m?odzie?cze. Chc? Ci tylko oznajmi?, ?e nie podoba mi si? buntowanie ludzi i te nielegalne treningi walki tymi ?miesznymi kawa?kami metalu.
- Niech Pan uwa?a na s?owa, bo kiedy? ten ?mieszny kawa?ek metalu mo?e uratowa? Panu dup?.
Dow?dca, bo to w?a?nie on by? rozm?wc? Alexa, podni?s? si? z krzes?a i zapyta?:
- Wi?c nie masz zamiaru zmieni? zdania? Nadal b?dziesz trenowa? tych dziwak?w, nadal b?dziesz pieprzy? g?upoty o zawodnej technologii?
- Owszem, nadal trzymam si? prawdy. - westchn?? Alex.
Dow?dca tylko u?miechn?? si? pod nosem, stan?? na baczno?? i powiedzia? oficjalnym tonem:
- Niniejszym zostajesz wydalony z czwartego schronu Anglii bez mo?liwo?ci powrotu. Ta noc b?dzie Twoj? ostatni? w tym miejscu. Masz czas do sz?stej rano na spakowanie si? i wyj?cie ze schronu. Dalej b?dziesz radzi? sobie sam. ?egnam.
- Po tych s?owach wyszed?. Alex wpatrywa? si? w drzwi z przera?eniem. "Przecie? ja bez pomocy nie dam sobie rady! Jak on m?g? mnie wyrzuci??! Przecie? musi by? jaki? spos?b ?eby tutaj zosta?!" - my?la? gor?czkowo. Jego rozmy?lania przerwa?o ponowne otwarcie drzwi.
- No siema, co tak si? gapisz jakby? ducha zobaczy?? - To David przyszed? go odwiedzi?.
- Yyyy... Jest problem. - Zacz?? Alex, jednak nie wiedzia? jak mu to powiedzie?.
- No dajesz stary. Chyba dow?dca nie skierowa? Ci? do czyszczenia kibli?
- Nie. Wyrzuci? mnie ze schronu.
- CO?! Nawet tak sobie nie ?artuj. - David rozszerzy? oczy ze zdumienia.
- To nie ?art. Do sz?stej rano mam si? st?d wynie??. - mrukn?? Alex ze smutkiem - Prawdopodobnie widzimy si? ostatni raz. Naprawd? mi?o by?o Ci? pozna?.
- Jaja sobie robisz? Przecie? godziny nie przetrzymasz sam na zewn?trz! Id? z Tob?! - W tym momencie do pokoju wpadli wszyscy, kt?rych Alex uczy? walki.
- My te? idziemy! Przecie? nie zostawimy Ci? samego! I nie my?l, ?e nas powstrzymasz. Idziemy czy Ci si? to podoba, czy nie.
- Nie rozumiecie? Je?li p?jdziecie ze mn?, zginiecie! Tam si? nie da ?y?!
Wszyscy zgodnie zaprzeczyli.
- Poradzimy sobie. Znamy podstawy walki i przetrwania, wi?c wystarczy, ?e naostrzysz nasze miecze, a b?dziemy gotowi do walki.
- Nie mog? Was nara?a?, jeste?cie moimi przyjaci??mi... - waha? si? Alex.
- I w?a?nie dlatego idziemy z Tob?. - powiedzia? David - Przyjaci?? si? nie zostawia w potrzebie. No, to my idziemy si? pakowa? i przy okazji spakujemy Ciebie, a Ty zabieraj si? do pracy.
- Niech Wam b?dzie... Ale robicie to na w?asn? odpowiedzialno??, tak? - Wszyscy pokiwali zgodnie g?owami. - No dobrze, to lec? po narz?dzia.
Przez ca?? noc zd??y? naostrzy? miecze wszystkich przyjaci??. Rano, dok?adnie za dziesi?? sz?sta do jego pokoju wpad? dow?dca z dwoma ochroniarzami.
- Ty jeszcze tutaj? - zacz?? bezczelnie - Za dziesi?? minut ma Ci? tu nie by?, jasne?
- Jak s?o?ce, laleczko. Jest tylko jeden ma?y szczeg??.
- Tak? Jaki? - pr?bowa? zadrwi? dow?dca. Za jego plecami rozleg? si? g?os:
- Taki.
Dow?dca odwr?ci? si? szybko i w drzwiach ujrza? t?um ludzi w pe?nym uzbrojeniu i z mieczami przy pasach.
- Idziemy z nim. Tylko on jest w stanie prze?y? w tych warunkach i to w?a?nie z nim wolimy wyj?? i prze?y?, ni? gni? tu do usranej ?mierci lub wyj?? z takim ?cierwem jak Ty. Ty, kt?ry nie ud?wign??by? nawet miecza, tak Ci? te Twoje wystrza?owe zabawki za?lepi?y.
Jedynym odzewem na te s?owa by? ?miech. Dow?dca, ocieraj?c ?zy ?miechu zdo?a? wykrztusi?:
- Dobra, zje?d?ajcie, je?li Wam ?ycie niemi?e. Drog? do wyj?cia znacie? Czy mam zawo?a? Wasze mamusie?
- Nie trzeba. Nasze mamusie nic nie wiedz? i tak niech zostanie. Do NIEzobaczenia, darmozjadzie. - Po tych s?owach wszyscy wyszli i skierowali si? na podb?j w?asnej planety.