What's new

The Book of Three Elements - cz. 1

Status
Not open for further replies.

Lisciu15

Advanced User
Joined
Jun 24, 2008
Messages
176
Reaction score
7
Postanowi? si? przej??. Duchota, cztery ?ciany sprawi?y, ?e poczu? si? nieswojo. Uczucie wolno?ci, by?o tym, czego teraz najbardziej potrzebowa?. Przed w?o?eniem klucza w zamek upewni? si?, ?e ma sw?j skarb. Nigdzie si? bez niego nie rusza?, uwa?aj?c, ?e tak b?dzie bezpieczniej. Wsiadaj?c do windy min?? Pani? w podesz?ym wieku, kt?ra ?miej?c si? od ucha do ucha przywita?a go serdecznie. Odwzajemni? gest - pami?ta przecie? s?owa wr??ki "Nie wzbudzaj podejrze?". Mimo r??nych opinii na Jej temat postanowi? trzyma? si? planu my?l?c "Co mi tam, kiedy przeczytam ksi??k? ca?y ?wiat mi ulegnie. Dobrze biega? za ogonkiem, ?eby potem dosta? ko??".
Chodz?c ulicami Warszawy czu? s?odki powiew kawy, jak to o 5:00 rano, kiedy mn?stwo os?b szykowa?o si? do trudnego, b?d? m?cz?cego dnia w pracy. Czu? si? jak ptak, ju? nie musia? robi? nic, poza czytaniem ksi??ki - furtki do stania si? bogiem. Wiedzia?, ?e jego ?ycie nigdy nie b?dzie ju? takie, jak wcze?niej. Dlatego te? zostawi? wszystko za sob?, i opracowa? szczeg??owy plan dzia?ania. Mia? na uwadze fakt, ?e wr??ka b?dzie chcia?a odebra? mu ksi?g?, wiedzia? te?, ?e ten, kto j? zgubi? b?dzie jej szuka?, wi?c plan by? najprostszy z mo?liwych - ulotni? si? jak najdalej st?d. Za cel obra? przymorze, a dok?adniej Koszalin. Tu w Warszawie ma?o kto wie o tym mie?cie, wi?c nikomu nie przyjdzie na my?l, ?e gdy dwaj jego wrogowie zrozumiej? co si? dzieje, on b?dzie ju? daleko st?d. Cieszy? si? wi?c ostatnim dniem w Stolicy, by wieczorem opu?ci? to miejsce na zawsze.
- Witam Pana.
Stan?? jak wryty. Zimny powiew wiatru zmieni? si? w przera?aj?cy skwar. Powoli - bardziej wbrew woli odwr?ci? si? w stron? nieznajomego.
- Nie uwa?asz, ?e ka?dy inny cywilizowany cz?owiek pr?bowa?by zwr?ci? ksi?g? w?a?cicielowi ? - Da?o si? s?ysze? g?os nieznajomego.
S?owa do niego nie dociera?y. Przed sob? mia? faceta mniej wi?cej po czterdziestce, w?osy ciemno br?zowe sp?ywa?y mu do pasa przypr?szone siwizn?. Wydatne ko?ci policzkowe, w?skie wargi. D?uga broda ci?gn??a si? po ziemi. By? ubrany w dziwn? szat?. Ale jego uwag? przyku?y migda?owe - przenikliwe oczy nieznajomego.
- Kim Pan jest - odwa?y? si? spyta?.
- Heh, to bardzo zabawne, ?e o to pytasz. W?a?ciwie nigdy si? nie ujawniam, ale kiedy ju? to robi? .. INCANINTUS!
Pot??ny huk wstrz?sn?? ziemi?. Wznieci? trz?sienie ziemi.
- Jestem Baltazar. Ostatni z czarodziej?w, obro?ca Ksi?gi Trzech ?ywio??w, oraz jej wsp??tw?rca. A Ciebie jak zw? ?
Podni?s? si? z ziemi. Co? sp?ywa?o mu po policzku - czy?by pot ? Nie. To by?a krew. Przeszy? go dreszcz strachu, ju? teraz wiedzia?, ?e lepiej ?eby sko?czy?o si? tylko na rozmowie. Rozejrza? si? dooko?a. Wszystko sta?o w miejscu - zatrzyma? czas ?!
- Zapyta?em o co?. - z rozmy?le? wyrwa? go g?os maga.
- Mam na imi? Piotr. Tak, mam Twoj? ksi??k?. Nie odda?em Ci jej, poniewa? chcia?em j? zachowa? dla siebie.
Baltazar milcza?. W jego oczach da?o si? zauwa?y? b?ysk.
- Chcesz mi wi?c powiedzie?, ?e chcia?e? sta? si? czarodziejem ? - Zapyta? mag z nutk? ironii.
- Tak - chcia?em zmieni? swoje ?ycie na lepsze.
- FRUCIATO !!
Pot??ne pioruny zacz??y uderza? w okoliczne budynki, po kt?rych zostawa? proch, i kilka cegie?ek.
- Licz si? ze s?owami n?dzniku ! my?lisz, ?e mo?esz od tak zosta? czarodziejem ? Haha, do tego potrzeba czego? wi?cej, ni? ksi?ga, z tym trzeba si? urodzi?. A teraz oddaj mi j? p?ki mam jeszcze cierpliwo??.
Waha? si?. Nie wiedzia?, co ma robi?. Nie chcia? straci? ?yciowej szansy. Ale nic na to nie poradzi, je?eli nie wykona rozkazu wtedy umrze "I ja g?upi my?la?em, ?e przed nim uciekn?". Dr??cymi r?koma si?gn?? w g??b p?aszczu. Kiedy mia? ju? wyci?gn?? z niego ksi?g? poczu? nag?y przyp?yw si?y. Nie panowa? nad sob?. Straci? ca?kowit? kontrol? nad cia?em, jakby by? sparali?owany. Co? w niego wst?pi?o.
- Heh, nie wydaje Ci si? chyba, ?e od tak Ci j? oddam Baltazar. VOLCANO!
BUM! - w Baltazara uderzy?a pot??na fala ognia rozwalaj?c przy okazji p?? ulicy. Po ludziach, kt?rzy stali dot?d bez ruchu zosta?a sterta py?u. Dym ogarn?? ca?e pole widzenia Piotra. Wpad? w furi?. Oczy zacz??y go strasznie piec, g?ow? rozsadza?o mu od ?rodka. Dotychczasowy skwar zmieni? si? w zimny wiatr. Zacz??o pada?. Wiedzia?, ?e co? jest z nim nie tak - jak niby uderzy? tego ca?ego maga rozwalaj?c go na kawa?ki, skoro do tej pory tylko przegl?da? ksi?g? ? i sk?d zna? inkanacje ? Nie zd??y? wyszuka? odpowiedzi, cia?o nie wytrzyma?o b?lu - upad? na ziemi? trac?c przytomno??.

*

Min??a chwila zanim oczy przyzwyczai?y si? do ?wiat?a. Le?a? w jakim? pomieszczeniu, promienie s?o?ca wpada?y przez okno na przeciwko niego. By? rozebrany. I wtedy sobie przypomnia?.
- KSI??KA !
- Nie wa? si? podnosi?. Twoje cia?o jest w op?akanym stanie. Doprowadzi?e? si? do skrajnego wyczerpania. Mimo to nie umiem ukry? podziwu - ma?o kto potrafi u?y? tak zaawansowanej magii - ile czarujesz ?
Gwa?townie obr?ci? g?ow?. Par? metr?w od niego na bujanym fotelu siedzia? starzec z fajk? w ustach. I znowu te oczy (Czy to jaka? inwazja ?). Te akurat by?y szklisto zielone.
- Gdzie ja jestem, i kim Pan jest. M?w ! bo u?yje jej te? na Tobie ! - zerwa? si? z ???ka.
- Spokojnie. Nazywam si? Henryk. Jestem magiem, ale nie takim jak Baltazar. - Odparowa? staruszek.
Poczu? zawroty g?owy. Za du?o wra?e? jak na jeden dzie? "Mo?e lepiej by?o odda? temu dziwakowi ksi??k?". Po?o?y? si?. My?li sprawia?y, ?e m?zg pracowa? na najwy?szych obrotach. Powoli powraca?y wspomnienia.
- A wi?c.. wi?c jeste? nowicjuszem ? Nies?ychane ! nowicjusz u?ywaj?cy taak zaawansowanej magi Ognia !
- Nie jestem czarodziejem. - Powiedzia? zirytowany.
- Rozumiem Tw?j niepok?j. Nie masz czego si? ba? - magia to cud, stanie si? Twoj? kochank?. Od Ciebie zale?y jak dobra b?dzie w ???ku. Uwierz wiem co m?wi? ! jestem magiem od 120 lat, a ?yj? 140. A jeste? w Koszalinie. Dok?adniej na g?rze Che?mskiej na szczycie wierzy obserwacyjnej.
Tego si? nie spodziewa?. Przeci?tny cz?owiek ?yje 70-75 lat, a ten starzec pr?buje wcisn?? kit, ?e jego ?ywot w tym momencie jest dwa razy wi?kszy ni? norma ? Do tego jak znalaz? si? w Koszalinie ? "Do cholery ! Ile ja spa?em !"
- To jaki? absurd. W jaki spos?b znalaz?em si? tak daleko od Warszawy, i jak mo?esz ?y? 140 lat ?!
- To .. jest rozmowa na jutro. Dzi? nie powiniene? si? przem?cza?. Prze?pij si? - jutro Ci wszystko opowiem.
Starzec podni?s? si? z fotela i trzema szybkimi ruchami przemierzy? pok?j zamykaj?c za sob? drzwi. Piotr zosta? sam bij?c si? ze swoimi my?lami. Jeszcze tydzie? temu by? zwyk?ym cz?owiekiem. Brunetem z bujn? czupryn?, krzaczastymi brwiami, piwnymi oczami. Dzi? stoi na przeciwko dw?ch drzwi, a na ka?dej z nich widnieje plakietka z innym ?yciem. "Czarodziej", "?miertelnik". Wszystko sta?o si? tak szybko. My?la? jeszcze d?ugo, d?ugo, p?ki powieki nie opad?y mu ze zm?czenia.

*

- Wstawaj ?piochu ! - rozleg? si? dono?ny ochryp?y g?os starca. Piotr uchyli? powieki, przed nim sta? wysoki - siwy cz?owiek, z niesamowitymi oczyma utkwionymi w?a?nie w nim. Jeszcze wczoraj mia? nadzieje, ?e to sen "Obudz? si? rano w swoim ???ku ?miej?c si? z tego jaki jestem ?atwo wierny". Tak si? jednak nie sta?o. Cz?owiek stoj?cy ko?o jego ???ka by? na to dowodem.
- Obieca?em powiedzie? Ci co? wi?cej nast?pnego dnia, wi?c .. mo?esz pyta? - co chcia?by? wiedzie? ? - Zapyta? dziarsko Henryk.
Susem wyl?dowa? w fotelu, w?o?y? fajk? do ust, kt?ra pod wp?ywem dotyku warg starca odpali?a si? sama.
- No wi?c przede wszystkim chcia?bym wiedzie? co? wi?cej o czarodziejach. - Powiedzia? Piotr.
- Dobrze. Pierwszy czarodziej narodzi? si? dok?adnie 666 lat temu. Z pocz?tku by?o to najzwyklejsze dziecko. Jego moc objawi?a si? w wieku Dwudziestu lat. Na imi? mia? Mechior. Drugi z nich, a w?a?ciwie druga by?a Meriana. Trzeci - najm?odszy z nich to Baltazar. Ka?dy z nich mia? wyj?tkowe moce, ale te? jednom w?asn? specjalizacj?, kt?ra wzajemnie si? uzupe?nia?a. Jak si? ju? pewnie domy?lasz oczy odgrywaj? znaczn? rol? w rozpoznaniu maga. Okre?laj? one ?ywio? ducha, jaki wst?pi? w cia?o. Ja mam np. oczy zielone, wi?c jestem Druidem - w wi?kszo?ci specjalizuje si? w leczeniu, ale te? potrafi? uderzy?. Ty masz ?ywio? Ognia. Jeste? arystokratem. Ale o tym p??niej.
Merchior, Meriana oraz Baltazar ?yli w sojuszu doskonal?c swoje umiej?tno?ci. No ale nie na d?ugo. W ko?cu zacz??y si? romanse, k??tnie. No i pewnego dnia Baltazar zamordowa? swoich przyjaci??, gdy oni spali. Wi?cej szczeg???w na ich temat nie znam. To wie tylko jedna osoba.
- Skoro mam w sobie ?ywio? ognia wi?c moje oczy powinny by? .. - zapyta? Piotr.
- S?. Po Twojej lewej jest lustro.
Odwr?ci? si? i prawie krzykn?? ze zdumienia. Wszystko w jego twarzy by?o takie samo poza oczami. Te by?y jak u Henryka - przenikliwe. Ale nie to zwr?ci?o jego uwag?. Zwr?ci? ich kolor. By?y krwisto czerwone. Wpatrywa? si? w nie jak zahipnotyzowany. Do tej pory mia? w?tpliwo?ci, co do tego, ?e jest Czarodziejem, teraz .. jego marzenia si? spe?ni?y. Ju? wiedzia? kt?re drzwi wybra?.
- Tr?jca, bo tak si? nazywaj? Ci magowie, o kt?rej jest opowie?? stworzyli ksi?g? tajnych zakl??, kt?re daj? niewyobra?aln? moc. Ta Ksi?ga le?y teraz w Twoich r?kach. Masz mo?liwo?? stania si? kim? pot??nym. A teraz troch? o Tobie. Podejrzewam, ?e jeste? Arystokratem. Raz na 1000 lat rodzi si? osoba, kt?ra jest nast?pc? jednej z tr?jcy wielkich. Ty .. jeste? nast?pc? Mechiora. Wiem to z tego wzgl?du i? nie znam innej osoby, kt?ra uderzy?aby z Volcano. To trzeci stopie? pod wzgl?dem najpot??niejszych zakl??. Nawet Ja po takim czasie nie uderz? pe?n? moc?. - Powiedzia? Henryk.
- M?wi?e?, ?e jeste? druidem. Z tego, co wyczyta?em przegl?daj?c ksi?g? Druidzi maj? moc natury, nie ognia. - odpar? z niedowierzaniem Piotr.
- Interesuj?ce pytanie. Widzisz. Przed ?mierci? Meriana by?a w ci??y. Dzie? przed zgonem podejrzewa?a, co mo?e si? sta?, wi?c przeszczepi?a p??d pot??nym zakl?ciem, i zapiecz?towa?a kl?twom smoka. Ja jestem tym dzieckiem. Nie jestem zwyk?ym druidem. Potrafi? u?y? ka?dej natury, znam jako jedyny na ?wiecie zakl?cie przywo?ania, mam jedn? tylko s?abo?? - jestem ?miertelny. Baltazar wie, ?e nie ma szans na zabicie mnie. Lecz on ma co?, co opr?cz niego masz tylko Ty - obaj jeste?cie nie?miertelni. Zabi? mo?ecie si? tylko nawzajem.
- Rrozumiem, ale .. mo?e to g?upio zabrzmi, ale w mitach czarodzieje u?ywaj? r??dzek. Czy to prawda ?
- Po cz??ci tak. Jednak r??dzka, to nie patyk. R??dzk? nazywamy przedmiot nasycony magi?. W moim przypadku jest to ber?o.
Piotr zadar? g?ow?. Po lewej stronie henryka le?a?o oparte o por?cz krzes?a z?ote ber?o zako?czone pi?knym rubinem.
- W przypadku Baltazara jest to pier?cie?. Prawdopodobnie b?dzie tak te? w Twoim przypadku, jednak nie mog? za to r?czy?. Chcia?bym Ci? teraz o co? zapyta?. Czy .. jeste? got?w zacz?? nauk? ?
- W ka?dej chwili - mimo pr?b nie umia? ukry? zachwytu.
- ?wietnie ! w takim razie zabierzemy si? za to zaraz po ?niadaniu. Oczekuj? Ci? na dole za 20 minut. Do zobaczenia m?j drogi !
Nie wierzy? w?asnym zmys?om. Stanie si? magiem, za oko?o godzin? odb?dzie pierwszy trening.
Przymkn?? oczy. Sta? w ciemnym, w?skim pokoju, by?y w nim dwie pary drzwi. Na jednej z nich pisa?o "Czarodziej", Nie czyta? ju? drugiej, po prostu pchn?? drzwi, i przekroczy? pr?g..​


Na koniec chcia?bym jeszcze tylko doda? par? s??w od siebie. A wi?c przyjmuj? ka?d? krytyk?, sugestie, pomys?, czy ocen?. Z?apa?o mnie co? ostatnio na pisanie, i my?l?, ?e wprowadzenie si? w ?wiat magii to co?, czego potrzebuje ka?dy z nas od czasu do czasu. Nast?pna cz??? powinna powsta? w odst?pie ok. tygodnia czasu. To tyle - mi?ej lektury.
 
Status
Not open for further replies.
Top